Budzenie duszy
Wszyscy ludzie myślący i wrażliwi wyczuwają w sobie duszę. Mają potrzebę zatrzymania się czasem w biegu i zagłębienia w modlitwie. Jak pisze Adriana Trigiani, amerykańska powieściopisarka o włoskich korzeniach, w uroczej książce o swoich dwóch babkach, („Nie śpiewaj przy stole”, wyd. Prószyński 2011, s. 197), włoskich wieśniaczkach, które startując na obcej ziemi od zera, wiele w życiu osiągnęły:
Bo obie wiedziały, jak się modlić. Wiedziały jak zatrzymywać się w biegu i jak korzystać ze stanu świadomości w którym wiesz, że głęboko w tobie są wszystkie odpowiedzi, jakich potrzebujesz, niewyczerpane źródło siły, która cię podtrzyma. To właśnie jest duch. I nie ma nic wspólnego z kościelną ławką, w której siadasz, albo której unikasz.
Ale ma wiele wspólnego z budzeniem w sobie uśpionego ducha i łączeniem się z Bogiem i tu warto przypomnieć cytat z wiersza Romana Brandstaettera:
ci ludzie] wiedzą o sobie tylko tyle
że istnieją
ale to jest mało, zbyt mało
by być człowiekiem
zapomnieli, że są ojczyzną Boga
albowiem człowiek jest czymś więcej
niż tylko absurdem
[ „Spotkanie w Emaus”]
Mnie, chrześcijance, w budzeniu w sobie uśpionego ducha, dopomógł nieoczekiwanie mistrz Wschodu, Jogananda, autor niezwykłej książki, własnej biografii p.t. „Autobiografia jogina”. I o nim chciałabym opowiedzieć w najbliższych odcinkach.