Śmierć widziana z bliska
Chciałbym opisać śmierć mojej mamy.
Jestem inżynierem. Nigdy nie interesowałem się zjawiskami paranormalnymi […] Może właśnie dlatego spotkała mnie taka historia?[…]
Było to najbardziej zdumiewające, piękne i straszne doświadczenie w moim poukładanym i rozsądnym życiu.[…] Mama ostatnie tygodnie swojego życia spędziła w hospicjum. […] Kiedy lekarz powiedział nam, że jej odejście to kwestia dni, postanowiliśmy dyżurować przy niej nieprzerwanie. W dyżurach brało udział osiem osób.[…]
W piątek po powrocie z pracy zdrzemnąłem się prawie dwie godziny. Chcę, aby było jasne, że nie usiadłem przy łóżku mamy skrajnie zmęczony.
Mówiłem do niej przez cały czas.[…] Mama trwała w półśnie, ciągle na lekach, w tym również środkach przeciwbólowych. Koło jedenastej w nocy zacząłem po cichu czytać książkę. Było krótko po północy, kiedy poczułem dziwny chłód. Spojrzałem na zegar ścienny, jego wskazówki się zatrzymały.
Uświadomiłem sobie, że dzieje się ze mną coś dziwnego. Byłem jak sparaliżowany, książka wypadła mi z bezwładnych rąk.[…] Powietrze wokół mamy zaczęło falować i jakby gęstnieć. Następnie przyjęło kształt ludzkiego ciała i oderwało się od fizycznej powłoki. Po chwili ta eteryczna istota, niczym za dotknięciem magicznej różdżki, przybrała wygląd mamy. Przypominała trochę hologram […]Postać przemówiła do mnie:
– Syneczku chodź do mnie, pożegnamy się.
Pomyślałem: jak mam iść, skoro nie jestem w stanie poruszyć nawet palcem.
– Podejdź, to bardzo proste.
Mama wyciągnęła rękę w moją stronę, a ja zobaczyłem, że wychodzę z ciała. Trochę się przeląkłem, ale zaufałem, że będzie dobrze. W tej przedziwnej postaci trzymaliśmy się za ręce, a mama mówiła, żebym nie płakał i zakazywała nam wszystkim smutku i żałoby. Powiedziała:
– Przecież widzisz, że nic się nie kończy.
Niespodziewanie po mojej prawej stronie pojawiło się światło, które wirowało niczym trąba powietrzna. Mama puściła moje ręce i powiedziała, że to światło przyszło po nią. Ten wir mnie przerażał, mama to zauważyła i uspokoiła mnie:
– Syneczku, nigdy nie byłam tak bezpieczna jak w tej chwili.
Po tych słowach weszła do światła. Wir złagodniał i zniknął.
Moje duchowe ciało połączyło się z ciałem fizycznym bardzo szybko i energicznie. To było jak uderzenie i spowodowało, że spadłem z krzesła. Przy okazji strąciłem jakieś przedmioty i narobiłem rabanu. Do pokoju weszła pielęgniarka, a ja z trudem podniosłem się z podłogi. […] Pielęgniarka pomyślała, że zemdlałem, kiedy stwierdziła zgon mamy.[…]