Impresje z podróży

Jak kamyki znad Morza Śródziemnego

  wspomagały pióro przy narodzinach

   książki o dworze Wazów

Ten cudowny, wprost bajeczny czas wakacji na Ischii dzieliłam między plażę, pływanie, wędrówki po okolicy i poważną pracę. Przywiozłam ze sobą notatki, całe sterty fiszek i właśnie tu, na tarasie z widokiem na morze, zamierzałam napisać pierwszy rozdział książki, wprawdzie nie o Wiktorii Colonnie czy królowej Bonie, lecz o życiu na warszawskim dworze królewskim za czasów wnuka Bony – Zygmunta III (syna jej córki, Katarzyny), no i jej wnuków.

Wstępnym, lecz niezwykle ważnym etapem realizacji moich planów było …zbieranie kamyków. Były niezbędne w dalszej twórczej pracy. Bo jakże pisać na odkrytym z trzech stron tarasie nawiedzanym stale przez wiatr?  Musiałam uzbierać z kilogram przycisków do moich cennych fiszek, nie mogą przecież pofrunąć do portu, by zatonąć w morzu! I tak, codziennie znosiłam po garstce kamyków, aż uzbierało się ich tyle, że moi przyjaciele zauważali: oho, zbliża się poważne pisanie…

No i zbliżyło się. Wyniosłam na taras lekki stolik, krzesełko i rozłożyłam wokół stosy notatek przyciśnięte kolorowymi kamykami. Jeśli nawet z tej pisaniny nic nie wyjdzie, pomyślałam sobie, bo jeszcze nie podpisałam na nią umowy z żadnym wydawnictwem, to pozostaną chociaż kamyki nasycone wiedzą. Zapewne zmienią miejsce pobytu, ale jak przetrwały Bonę i Wiktorię, tak przetrwają studia nad Wazami, mnie i ten taras. Kamienie są trwalsze od słów, nawet tych drukowanych. Ale po kilku latach zrodziła się jednak ta książka poczęta na wyspie –  nosiła tytuł inny niż chciałam, bo ja chciałam „Życie codzienne na dworze Wazów”, a PWN ją wydał pod tytułem „Na dworze Wazów”, bo na serię Życia codziennego miał  wyłączność PIW.

I to była pierwsza wersja opowieści o dworze królewskim Wazów, a zarazem książka, która się najdłużej ze wszystkich drukowała, bo cykl wydawniczy trwał wtedy chyba jakieś sześć lat – ukazała się dopiero w 1988 roku.

 Potem poszerzoną trochę wydałam w 1996 r., gdy rygory PRL już nie obowiązywały i mogłam ją wydać jako „Życie codzienne na Zamku królewskim w epoce Wazów”. Miało być „…na Zamku królewskim w Warszawie w epoce Wazów”, ale się grafikowi nie zmieścił tak długi tytuł i bez porozumienia ze mną wyrzucił – drobiazg – Warszawę, główne miejsce akcji. A przecież zamki Wazów były jeszcze w Krakowie i w Sztokholmie. Ale tak poszło.

A po latach,  już bez pomocy kamyków znad Morza Śródziemnego, dopisałam kilkadziesiąt stron i raz jeszcze PWN wydał tom pod tytułem „W kręgu Wazów; Ludzie i obyczaje” (2014).  Jeszcze chodziła mi po głowie myśl, żeby wydać opowieść o wszystkich córkach Bony, ale moim sercem tak mocno zawładnęła sztuka, że już nie było w nim miejsca, ani czasu, na dzieje królewien.