Refleksja o talentach

Do naszych chorowitych kompozytorów jeszcze powrócę, a na razie, w nawiązaniu do talentu wokalnego i aktorskiego Bernarda Ładysza, przyszła mi do głowy smutna refleksja.

Na kanale TV Kultura obejrzałam niedawno film o życiu i karierze Ładysza, syna wileńskiego szewca, o którym już w blogu pisałam, kiedy się dobrałam do trzech wielkich szewskich synków w historii: Piera della Francesca, H. Andersena i właśnie Ładysza.   

Z tego filmu się dowiedziałam, że pierwszym i najważniejszym dla pana Bernarda krytykiem była jego matka. Obdarzona pięknym głosem i wielką intuicją muzyczną, była dla genialnego śpiewaka prawdziwym autorytetem. Była obecna na każdym jego występie. I zdarzyło się, że po iluś tam występach syna jako Borysa Godunowa, podawała mu skąpe kolacje. Wreszcie któregoś wieczoru postawiła kolację jak się należy. Powiedziała wtedy:

– Dziś zasłużyłeś. Dziś wreszcie przestałeś być Borysikiem, a stałeś się prawdziwym Borysem.

Pomyśleć tylko: żona szewca, tzw. prosta kobieta…

Czy mogła marzyć, by zostać wpuszczoną w Wilnie na salony jakiejś wysoko urodzonej damy, by ocenić muzykujących u niej artystów? A był to już XX wiek.

I przyszło mi na myśl, jaką nie do opisania krzywdę wyrządził najszerzej pojmowanej kulturze i nauce absurdalny system klasowy, kastowy, czy jak go zwać, który przez tysiąclecia przyznawał prawo do rozwoju talentu jedynie wysoko urodzonym? W ciągu wieków przebijały się zaledwie jednostki, a tysiące uzdolnionych szewskich dzieci i szewskich żon było skazanych na nicość. Jaki potencjał artystyczny ten idiotyczny system skazał na zagładę. A ilu artystów kryło się pod strzechą, pokazała choćby w naszych już czasach, późno dostrzeżona tzw. sztuka ludowa.

Już Pascal w XVII wieku pytał, jak to być może, że na kapitana okrętu wyznacza się znawcę nawigacji, fachowca, bo nie powierzy się przecież statku amatorowi, a królem, głową państwa, zostaje człowiek z racji urodzenia? I za swoje poglądy był poszukiwany przez policję Ludwika XIV, bo ten bezsensowny system utrzymywał się tylko dzięki policji. Obaliła go na chwilę Wielka Rewolucja Francuska, zmiotła wysoko urodzonych przy pomocy gilotyny, zrównała wszystkich obywateli, także króla nazwała citoyen –obywatelem, by po kilku zaledwie latach powróciła nowa elita w osobach utytułowanych przez ex-kaprala z Korsyki – mianowanego się cesarzem, Napoleona.

Jakie skarby talentów przepadły w związku z pogardą dla nisko urodzonych. Całe szczęście, że Ładysz ze swoim fenomenalnym basem-barytonem urodził się już w innych czasach. Przeszedł i on swoje, zesłany w młodości przez radzieckich przyjaciół w głąb Rosji, jako dojrzały artysta zaznał też nie jednej goryczy ze strony władz PRL-u, ale przynajmniej nikt mu nie wymawiał, czyim jest synem, a jego matkę z szacunkiem wpuszczano na widownię. Chociaż tyle dobrego w naszych zwariowanych czasach.