Kilka dni temu, 14 lipca, Francuzi obchodzili, jak co roku, rocznicę szturmu na Bastylię, pamiętny dzień wybuchu Wielkiej Rewolucji Francuskiej w 1789 roku. W związku z tym przypominam pewien epizod, burzliwe losy zdetronizowanej pary królewskiej.
Król Ludwik XVI z bliska
Król Ludwik XVI (ur. 1754, król 1774-1792), choć bezpośredni następca Ludwika XV, nie był jego synem, lecz wnukiem, a zatem wnukiem Marii Leszczyńskiej. A ponieważ jego matką była Maria Wettyn, był też wnukiem Augusta III Sasa, króla Polski. Ale chwilowo nie interesują mnie te polskie powiązania, interesuje mnie postawa Ludwika XVI jako człowieka wobec dramatycznego losu skazańca.
Znam z grubsza dzieje rewolucji 1789 roku, ale zupełnie nic nie wiedziałam o losach króla, gdy już został pozbawiony korony. Dlatego z wielkim zainteresowaniem przeczytałam esej Alexandra von Schönberga p.t. Jak powinni umierać królowie, zawarty w książce tegoż autora p.t. „Ciekawostki z dworów królewskich. Fakty, mity i plotki”, [tł. Mieczysław Dutkiewicz, wyd. Bauer Weltbild Media 2010]
Praca ta, oparta na materiałach źródłowych, zawiera w sobie kawał historii i to takiej, którą najbardziej lubię: widzianej z bliska i na co dzień. Co do Ludwika XVI, dowiedziałam się z tej książki, że chociaż jako monarcha był słaby, bojaźliwy i chwiejny, to jako człowiek w chwili śmiertelnego zagrożenia, okazał się zaskakująco silny; objawił niezwykły hart ducha i opanowanie, a także – czego bym się nigdy po Burbonie nie spodziewała – pokorę.
A zatem przybliżmy sytuację francuskiej rodziny królewskiej w końcu XVIII wieku.
Był rok 1792, rewolucja szalała od trzech lat i od trzech lat rodzina królewska została wygnana z luksusów Wersalu i przebywała uwięziona w nieistniejącym dziś pałacu Tuilleries w Paryżu, w skromnych warunkach i pod nieustanną strażą Gwardii Narodowej, która ich pilnowała nawet w sypialni.
W sierpniu tego roku bracia i bliscy króla, przeczuwając niebezpieczeństwo, doradzali mu ucieczkę, ale prawdopodobnie zrażony niepowodzeniem eskapady w przebraniu sprzed roku, nie posłuchał. I stało się: 13 sierpnia 1792 r. Ludwik XVI wraz z małżonką, dziećmi i siostrą, zostali przewiezieni z Tuilleries i osadzeni w Temple – dawnej siedzibie templariuszy, gdzie w wieży głównej urządzono im surowe więzienie.
A dnia 2-go września, z inicjatywy Dantona, doszło do szturmu na pałac Tuilleries, i rozpoczął się okres terroru, najkrwawszy etap rewolucji.
Ta średniowieczna forteca, przerobiona przed rewolucją na jedną z królewskich rezydencji, też dzisiaj nie istnieje. Króla, naturalnie, nie umieszczono w eleganckich komnatach, lecz w dwóch ciasnych celkach z wąskimi okienkami (zawsze zasłoniętymi) obronnej wieży. „Apartament” więźnia składał się z maleńkiej sypialni z zapchloną pryczą i kilkoma krzesłami, a obok – z celi dziennej.
Piętro niżej, nieco obszerniejszą celę przydzielono królowej Marii Antoninie z dwojgiem dzieci, 7-letnim synem, Ludwikiem Karolem, 14-letnią córką Marią Teresą i z siostrą króla, Madame Elżbietą. (Pozostała dwójka dzieci królestwa, Zofia i Ludwik Józef, zmarła przed wybuchem rewolucji.)
c.d.n.