Wspaniała propozycja
To było dokładnie dziesięć lat temu, w co trudno uwierzyć, bo czas najwyraźniej przyspiesza i lata śmigają mi wprost przed oczami. Otóż pewnego kwietniowego dnia roku 2011 dostałam ciekawy mail od słuchaczki moich gawęd radiowych, które wtedy szły co tydzień. Mail nawiązywał do audycji o Caravaggio, która częściowo była poświęcona wspaniałej wystawie trzydziestu dzieł tego malarza w Rzymie, na Kwirynale, od lutego do czerwca poprzedniego roku.
Pewna młoda słuchaczka o aspiracjach pisarskich, pod wrażeniem bogactwa informacji zawartych w wysłuchanej gawędzie, wpadła na wspaniały pomysł, żeby nawiązać ze mną kontakt. I przesłała mi mail następującej treści:
Po przyjętym powszechnie WITAM napisała tak:
Proszę Pani w kontekście powyższego malarza znalazłam Pani wypowiedź w artykule po audycji radiowej [nie bardzo rozumiem, o jaki artykuł tu może chodzić]. I mam pytanie – prośbę. Czy mogę od Pani otrzymać maksymalną ilość informacji o tym malarzu, albo podpowie mi Pani gdzie ich szukać, mogę też podjechać i się spotkać, jestem z Warszawy. Jest mi to potrzebne, bo proszę się nie śmiać: zaczęłam pisać książkę i będzie tam dużo właśnie o nim (taka powieść trochę biograficzna dotycząca tego malarza).
I pełen podpis, imię i nazwisko.
Odpisałam uprzejmie, że i ja w tym czasie piszę książkę o malarzach i nie mogę udostępnić swoich materiałów. Że musi niezależnie ode mnie i na własną rękę poszukać materiałów, co z pewnością okaże się dużo wartościowsze dla jej przyszłej książki, a przy tym jest w czym wybierać, bo istnieje spora bibliografia po włosku i po francusku. I załączyłam grzeczne pozdrowienia.
Pisarka in spe (jak się okazało absolwentka polonistyki) odpowiedziała:
Witam
Trudno i dziękuję, niestety nie znam francuskiego. Pozdrawiam również.
I podpis.
No cóż, pełna dobrych chęci słuchaczka, a tu taki zawód, taka nieużyta autorka.
A ja sięgnęłam pamięcią do lat swojej młodości. Miałam niecałe dwadzieścia lat, kiedy marzyłam o pisaniu, tylko wtedy jeszcze nie wiedziałam, o czym. Pragnienie pisania było tak silne, że bardzo potrzebowałam się kogoś poradzić. Byłam od dawna wielbicielką prozy Jana Parandowskiego, a po przeczytaniu jego „Alchemii słowa”, wprost śniłam o tym, by móc się z nim spotkać i pogadać o tej dziwnej wewnętrznej potrzebie pisania, której tyle uwagi poświęcił w „Alchemii słowa” . Co mam z tym robić? Jak się rozwijać?
Znalazłam w książce telefonicznej numer jego telefonu i kilka razy wychodziłam na ulicę do budki telefonicznej, (bo to były lata, kiedy nieliczni obywatele PRL mieli w domu własny telefon), żeby porozmawiać z Autorem opowieści o pisarzach. Ale nie ośmieliłam się zadzwonić i zakłócić szanownemu Autorowi rytmu dnia głupimi pytaniami studentki. A już czymś całkiem niewyobrażalnym byłoby wykonanie telefonu w stylu maila mojej słuchaczki z pierwszej dekady wieku XXI:
– Witam. Właśnie czytałam Pana książkę „Mój Rzym” i pomyślałam sobie, czy nie mógłby mi Pan przesłać swoich notatek o Rzymie? Bo i ja mam ochotę napisać taką książkę, a Panu to już pewnie żadne papiery niepotrzebne, bo Pan wszystko wie. Mogłabym nawet przyjechać do Pana do domu, albo spotkalibyśmy się na ławce na skwerze przy Filtrowej, bo wiem, gdzie Pan mieszka. …