Pewnego razu w pewnym włoskim mieście
[Opowiem tu prawdziwą historię, ale ponieważ bohaterka nie godzi się na podanie nazwiska, zmieniam imię i nie podaję nazwy miasta.]
Pod koniec lat 80-ych moja dawna studentka, Joasia, wyjątkowo piękna młoda kobieta przed trzydziestką, pracowała jako modelka we Włoszech. Ponieważ jednak nie należała do grupy tych kilku dziewczyn z okładek Vogue, które nie wiedzą co robić z pieniędzmi, wynajmowała wspólnie z koleżanką mieszkanie w takiej trochę mało bezpiecznej dzielnicy tego dużego miasta, ale za to tańszej.
Pewnego razu wracała wyjątkowo późno do domu, była już głęboka noc. Wprawdzie odwieźli ją znajomi chłopcy pod sam dom, ale natychmiast odjechali, nie przyszło im do głowy zaczekać, aż wejdzie bezpiecznie do klatki schodowej. Tymczasem Joasia musiała przejść przez obszerne podwórze, bo mieszkała w części domu nie od frontu, lecz w oficynie.
Jak tylko weszła na to podwórze, jacyś dwaj młodzi ludzie zaczęli za nią iść. Przyspieszyła – oni też. Zaczęła biec – oni też. Wpadła na klatkę schodową i jak szalona pędziła po schodach na swoje piętro. Oni za nią. Klucza nie miała i była przerażona myślą, że przecież to środek nocy, koleżanka śpi i zanim ją dzwonkiem dobudzi, to oni ją dogonią. Kiedy jednak dobiegła na właściwe piętro, koleżanka stała w szeroko otwartych drzwiach. Joanna wpadła do mieszkania i obie zatrzasnęły drzwi dosłownie na nosach chłopaków.
Kiedy ochłonęła, zdumiona zapytała koleżankę, jakim cudem znalazła się w otwartych drzwiach?
– Ten pan mi kazał – odpowiedziała koleżanka i zaczęła się rozglądać za „tym” panem. Ale w mieszkaniu nikogo nie było.
– Jaki pan? – dopytywała się Joasia.
– No, był tu taki starszy, siwy pan, bardzo elegancki, uprzejmy. Miał ciemne gęste, krzaczaste brwi. Powiedział mi:
– Proszę Cię, wstań i natychmiast otwórz Joasi drzwi.
W opisie mężczyzny Joanna rozpoznała swego zmarłego dziadka. Taki właśnie był: bardzo elegancki, kulturalny i o gęstych krzaczastych brwiach nad ciemnymi oczami. I bardzo ją kochał.