Opowieść o śmierci
Moją teściową, matkę Björna, bardzo kochałam. Dożyła sędziwego wieku. Kiedy znalazła się w szpitalu, nie było dnia, żebyśmy jej nie odwiedzili. Dnia jej śmierci nigdy nie zapomnę. Przyjechaliśmy do szpitala w tym samym czasie co brat Björna z żoną. Dodam, że to ludzie niewierzący w jakąkolwiek formę duchowości czy życie pośmiertne.
[Kiedy pacjentka zaczęła tracić kontakt z rzeczywistością, brat męża zażądał podania innych leków i przewiezienia jej do większego szpitala, i tak się stało.]
Po pewnym czasie brat z żoną odjechali do domu. Siedziałam przy łóżku teściowej […] Teściowa była jakiś czas spokojna, właściwie można powiedzieć, że nieobecna duchem. Jednak w pewnej chwili spojrzała na mnie bardzo przytomnie i zapytała: – Czy po tamtej stronie naprawdę coś jest?
Odparłam, że tak, że życie pozagrobowe istnieje, a dusza jest nieśmiertelna. Chwilę się zastanowiła i powiedziała: – Ale ja nie chodziłam do kościoła, całe życie byłam ateistką.
Uspokoiłam ją: – Całe życie byłaś dobrym człowiekiem, wszyscy cię kochali, to ważniejsze niż modlitwy. Po tamtej stronie tylko dobro się liczy. W twojej duszy są zapisane wszystkie uczynki, masz piękną duszę.
Wtedy znowu zobaczyła swojego męża. Mówiła, jakie cudowne jest to miejsce, gdzie na nią czeka. Wołał ją do siebie. Nie da się opisać słowami, jaki spokój i radość malowały się na jej twarzy. Wzięłam ją za rękę i tłumaczyłam :
– Jeśli chcesz, możesz już odejść, zrobiłaś wiele dobrego, teraz możesz odpocząć. Możesz zaufać temu, co widzisz.
Poczułam jak słabnie uścisk jej dłoni. Wiedziałam, że odeszła.