Wracam do tematu, który nurtuje mnie od dawna.
Chciałabym napisać tu parę słów o jodze, następnie o joginach, jednak w obawie, że mogę zostać źle zrozumianą i zaliczoną do grona jakiejś sekty, czy nie daj Boże, heretyków, pragnę odwołać się do pism ojca Thomasa Mertona, trapisty, i przypomnieć jego słowa, aby przygotować niejako grunt pod ten temat. Choć wydaje mi się, że już go kiedyś cytowałam, powtarzam jego słowa, bo zależy mi na tym, żeby w sprawie duchowości Wschodu przemówił mnich katolicki, niekwestionowany autorytet w Kościele, dziś uważany za prekursora współczesnego pojmowania ekumenizmu.
Oto jego słowa z „Dziennika Azjatyckiego” (w tł. E. Tabakowskiej, Salvator 2007)
„Nie muszę dodawać, że w moim przekonaniu osiągnęliśmy już to stadium (spóźnionej) religijnej dojrzałości, w którym może się okazać możliwe, że ktoś pozostanie doskonale wierny zobowiązaniom własnych chrześcijańskich i zachodnich tradycji monastycznych, a jednocześnie będzie czerpać dogłębnie z dyscypliny i doświadczenia, powiedzmy, hinduizmu czy buddyzmu.”
„Wierzę też, że otwierając się na buddyzm, na hinduizm i na te wspaniałe tradycje Azji, zdobywamy cudowną szansę dowiedzenia się czegoś więcej o możliwościach tkwiących w naszych własnych tradycjach.[…] Połączenie naturalnych technik i łask, a także innych rzeczy, jakie się nam objawiają w Azji, z chrześcijańską wolnością Ewangelii powinno nas wszystkich wreszcie doprowadzić do owej pełnej i transcendentalnej wolności, która wykracza poza różnice kultur i sprawy zewnętrzne.”
Minęło ponad pół wieku od czasu przemyśleń Mertona, a Kościół ciągle traktuje jogę jak duchowe niebezpieczeństwo.
A zatem, co to jest joga?
Niech mottem do pisania o niej będą słowa św. Łukasza Ewangelisty:
Albowiem królestwo Boże jest wewnątrz was – [Łk 17, 21]
Nieraz stykam się z tym, że ktoś określa jogę jako herezję. A od herezji blisko do stosu, bo ludzie, nawet ci, którzy się podają za chrześcijan, łatwiej podpalają stos, niż sięgają po wiedzę. Chrześcijanie boją się jogi, księża przed nią ostrzegają, kojarząc z jakąś sektą, a wszystko to wynika jedynie z niewiedzy i z nieporozumienia. Ponieważ sama jodze bardzo dużo zawdzięczam, uparcie wprowadzam ten temat do swego bloga.
Słowo „yoga” pochodzi z sanskrytu i oznacza związek, łączność – w domyśle – z Bogiem. Joga zatem to związek z Bogiem, albo inaczej: łączność małej egoistycznej jaźni z boską Jaźnią, z nieskończonym Duchem. Mistrz Jogananda nazywa jogę nauką i sztuką. Nauką, gdyż wskazuje praktyczne metody kontrolowania ciała i umysłu, umożliwiając w ten sposób głęboką medytację i doświadczenie, a sztuką, ponieważ jej praktykowanie wymaga intuicji i wrażliwości. (Nie należy mylić jogi z hata-jogą – zestawem ćwiczeń fizycznych.)
Joga ma za sobą tysiące lat. Nie jest systemem przekonań religijnych i nigdy nie staje w konflikcie z żadną religią. Przeciwnie – każdemu wyznawcy pomoże w zbliżeniu się do Stwórcy. Nauki jogi są ponad wyznaniowe.
Składa się na nią system specyficznych technik oddechowych, dzięki którym człowiek może stopniowo stać się panem swego ciała i osiągnąć wyższy stan świadomości.
Skąd takie opory w nas wobec jogi, co nas tu razi? Jej pochodzenie ze Wschodu i słowo „technika” w kontekście religijnym. Kiedy pewna bardzo pobożna kobieta usłyszała to słowo właśnie w kontekście religii, była wzburzona. Oświadczyła Joganandzie, że obraża ją praktykowanie jakichś technik w dążeniu do Boga, bo ona pragnie być szalona miłością Boga. Mistrz wówczas tak jej odpowiedział:
„Na ścieżce oddania się Panu mogą zagrozić nam emocje. Jak świeca ma się spokojnie palić, jeśli ktoś na nią ciągle dmucha? Podobnie, jeśli wciąż będziesz nadmiernie podsycać swoje serdeczne uczucia, być może przeżyjesz emocjonalny wzlot, ale czy uda ci się dotrzeć do głębszego „oszołomienia” boskim szczęściem? Pan nie przychodzi w zewnętrznym hałasie, ani w chwili podniecenia umysłu, lecz w wewnętrznej ciszy. Jego wewnętrzna istota jest ciszą. Pan w ciszy przemawia do duszy.[…] Istotą jogi jest milczenie oraz otwartość.”
[Yogananda, „Istota samo urzeczywistnienia”, s. 109, wyd. Rebis 2002]
Podobnie samym czytaniem o Bogu nie zdołamy się z Nim połączyć, jak czytaniem karty menu, nie zaspokoimy głodu.
Człowiek pojawił się na ziemi, żeby szukać Boga. To jedyna racja jego bytu, zatem najważniejsze to do Boga dotrzeć. A ponieważ „Królestwo boże jest wewnątrz was”, jak zapisał słowa Jezusa św. Łukasz, joga jako sposób na wewnętrzne połączenie się z Bogiem jest najprostszą drogą do Stwórcy.
Joga wymaga guru, czyli mistrza, który wtajemniczy ucznia w arkana tej wiedzy i nauczy techniki. Gu – oznacza ciemność, Ru – światło, zatem guru to ten, który wyprowadza ucznia z ciemności. Przy pomocy praktycznych technik jogi, człowiek porzuca raz na zawsze jałowe sfery spekulacji teologicznej i przez własne doświadczenie poznaje prawdę. Wiadomo, że dogmatyzm oznacza śmierć każdego prawdziwego poznania.
„Niektórzy pisarze Zachodu błędnie i powierzchownie pojmują jogę – pisze Jogananda. – Krytycy jogi nigdy jej jednak nie praktykowali. Wśród wielu życzliwych wyrazów uznania pod adresem jogi można wspomnieć słowa słynnego szwajcarskiego psychologa, dra Carla Gustava Junga: Jeśli jakaś metoda religijna rekomenduje się jako „naukowa”, może być pewna swej publiczności na Zachodzie. Joga spełnia to oczekiwanie. […] Umożliwia ona doświadczenia dające się kontrolować i w ten sposób zaspokaja potrzebę „faktów”. Ponadto ze względu na swą rozległość i głębię, swój szacowny wiek oraz obejmującą każdą fazę życia doktrynę i metodę, obiecuje niewyobrażalne możliwości.[…] Łączy ona aspekt cielesny i duchowy w niezwykłą całość. [Autobiografia Joganandy, s. 245]
Myślę, że aby zrozumieć istotę jogi warto odwołać się do muzyki. Przecież koncert np. Mozarta, to czysto duchowe doznanie, ale czy byłoby takie, gdyby pianista nie potrafił grać? Gdyby się co chwila mylił? Nie posiadł techniki?
W muzyce technika umożliwia perfekcję wykonania utworu, w jodze – osiągnięcie pewnego stanu świadomości, panowanie nad oddechem i innymi funkcjami ciała, zwycięstwo ducha. A pogłębiona duchowość obdarza tzw. mocami jogicznymi, wydobywa z człowieka cechy boskie, potwierdza to, o czym mówi Biblia, że Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo własne. Cały ten proces zaczyna się od koncentracji umożliwiającej medytację. Gdzie tu herezja?
Jest kilka szkół jogi, jedną z nich jest krija joga. W niej właśnie medytacja jest najważniejszą praktyką. Oto jak widzi sens takiej medytacji chrześcijański mnich XX w., John Maine:
Najważniejszym zadaniem medytacji jest pozwolenie, aby tajemnicza i cicha obecność Boga w nas była nie tylko realna, lecz by stawała się rzeczywistością nadającą sens, kształt i cel wszystkiemu, co czynimy i wszystkiemu, czym jesteśmy.