„Był wysoki i barczysty” – napisał o swoim zmarłym przyjacielu, Romanie Brandstaetterze o. Jan Góra.
„Wielka łysa głowa osadzona na potężnym torsie oddzielona była od tułowia uroczystą muszką. Bo on w ogóle był taki uroczysty na co dzień. Na starość coraz częściej nosił muszkę, twierdząc, że krawat pod brodą starzejącego się mężczyzny wygląda wprost obrzydliwie,. A muszka odmładza człowieka. Trzeba mieć odrobinę wyczucia… […] Mówił rękami. A że mówił dużo, więc mówiące ręce powściągał fajką […] „
Ja także zapamiętałam Poetę jako potężnego mężczyznę z fajką w ręku, ale to wszystko, bo nie miałam okazji poznać go bliżej. Mieszkał w Poznaniu, do siedziby Związku Literatów w Warszawie, gdzie wtedy pracowałam, przyjeżdżał rzadko. Ale jego wiersze są mi niezwykle bliskie. I dziś znowu pragnę przypomnieć fragmenty tej zdumiewającej poezji religijnej, „Psalmu o trzcinie”:
Drżąc bezsilnie w Twoim spojrzeniu jak w dziobie mewy złowiona ryba z głębi mej nędzy wołam do Ciebie: Wysłuchaj mojego głosu i moich dziejów i nakłoń uszy swoje na głos moich modlitw i uczyń mnie dobrym człowiekiem albowiem tylko wówczas jestem gdy jestem dobry. Oto jedyna miara mojego człowieczeństwa i istnienia.