Jogananda jako człowiek i mistrz
we wspomnieniach ucznia
Część 2
Kiedy indziej Mistrz opowiedział, jak to pewnego dnia w aszramie pojawił się brat jednej z uczennic, który chciał go zdyskredytować, ośmieszyć, by wyrwać siostrę z aszramu. Jogananda siedział rano na łóżku pogrążony w medytacji, kiedy Bóg pokazał mu tego człowieka, jak wchodzi po schodach. Usłyszał od Boga: daj mu nauczkę!
Mężczyzna stanął w progu.
– Wiem po co przyszedłeś – powiedział mu Jogananda. – Ale ty nie wiesz, bo nie możesz wiedzieć, że ja jestem potężny i że mógłbym z łatwością cię rozłożyć, tylko że nie chcę się zniżać do tego stopnia, więc uprzedzam: nie przekraczaj tego progu!
– Naprzód proroku! – szydził facet – Co ty mi możesz zrobić?
– Uprzedziłem cię. Jeśli mnie nie posłuchasz, gorzko pożałujesz.
Zignorował moje słowa, wszedł, i w jednej chwili runął jak długi na podłogę, krzycząc: płonę! płonę! Wrzeszcząc, poderwał się, zbiegł ze schodów i tarzał się po trawniku, ciągle krzycząc, że płonie.
Jogananda wyciągnął dłoń nad jego głową, a ten wrzeszczał: – Nie zbliżaj się!
Potem ktoś przyniósł mu jego rzeczy, facet się podniósł i zniknął.
Jogananda był niski, mierzył zaledwie 1m 60 cm, ale mocno zbudowany i nadzwyczajnie silny. Podczas pewnego wystąpienia publicznego zaprosił kilku potężnie zbudowanych mężczyzn, istnych siłaczy, na scenę, by się z nim zmierzyli. Odepchnął wszystkich sześciu mężczyzn od siebie jednym ruchem tak, że wpadli do kanału orkiestry.
Był człowiekiem szczerym, nigdy nie prawił komplementów. Razu pewnego zaprosili go fanatycy wegetarianizmu w wersji kuchni surowej, nie uznawali nic gotowanego. Ugościli go posiłkiem trudnym do przełknięcia. Jednak milczał i jadł. Fanatycy surowizny nalegali na ocenę, licząc na pochwałę. Jogananda odmówił swej oceny, prosił, żeby nie nalegali, bo może im być przykro.
– Ależ nie, skąd! – nalegali, zmusili go do mówienia. No, to powiedział, że w życiu nie jadł nic gorszego. I spytał, czemu przygotowują tak niesmaczne dania? Dobry smak potrawy sprzyja dobremu trawieniu. A ich potrawy nie tylko że nie są smaczne, lecz wręcz szkodliwe. I jeśli nie odmienią swej diety, za 15 dni jeden z nich umrze. Zakrzyczeli go, zarzucili mu, że rzuca na nich klątwę. Tymczasem po 15 dniach istotnie ktoś zmarł i grupa się rozpadła.
Mistrz miał dar jasnowidzenia. Kiedy chora na raka matka jednego z uczniów trafiła do cudownej – jak się reklamowała – kliniki słynącej z najnowszych metod leczenia, Jogananda odkrył, że stosują w niej … zwykłą wodę. Nikt nie zdrowiał, pacjenci umierali, klinika się wzbogacała. Zmarła też matka ucznia. Wtedy Jogananda wymodlił pomoc w Niebie: Boska Matko – prosił – zniszcz tę klinikę. Miesiąc później wkroczyła tam policja i aresztowała prowadzących działalność.
Pewnego dnia w Bostonie otrzymał przykry anonim. Ktoś krytykował go za rozpowszechnianie w Stanach Zj. chrześcijaństwa.
„Czy nie wiecie, że Jezus nigdy nie żył? – napisał. – Że chodzi o mit wymyślony dla oszukiwania ludzi?”
Jogananda poprosił Boga o pomoc, żeby mógł poznać autora anonimu. Jakiś tydzień później, odwiedzając bibliotekę publiczną w Bostonie, zauważył siedzącego w niszy okiennej mężczyznę. Już wiedział, że to on. Podszedł do niego i zapytał:
– Dlaczego przysłałeś mi ten list? Ten się zaczął jąkać:
– O ja..ja..kim li ..liście .. pan mówi?
– O liście, w którym twierdzisz, że Jezus Chrystus był mitem.
– Ale ssskąd wiecie, że to ja napisałem? – pytał zaskoczony.
– Mam swoje sposoby i chcę, żebyś wiedział, że ta sama moc, która pozwoliła mi odnaleźć ciebie, dozwala mi wiedzieć z całą pewnością, że Jezus Chrystus żył i był taki, jak Go Biblia opisuje. ON był prawdziwym Chrystusem.
C.D.N.