Ojcze Nasz, 2

                                             c.d.

PRZYJDŹ KRÓLESTWO TWOJE – czyli TY zapanuj, odmień naszą ludzką postawę tej strasznej zachłanności materialnej, zazdrości, zawiści, nienawiści, fałszu, kłamstwa, niech zapanują rządy Twojego Królestwa z innymi prawami do których tęskni dusza chrześcijanina, gdzie znika podłość a w cenie jest sprawiedliwość i uczciwość. Użycz nam trochę tego królestwa już tu, na ziemi, oświecaj nas, niech wpłynie do naszych serc razem z błogosławionym błyskiem światła. Przy tym wszystkim

            BĄDŹ WOLA TWOJA JAKO W NIEBIE TAK I NA ZIEMI. Jak w Twoim  Królestwie, kiedy się już tam przeniesiemy na stałe, tak i u nas, jeszcze żyjących w świecie materii, niech zawsze zwycięża wola Twoja, bo Ty wiesz lepiej, co dla nas dobre. I chociaż Twoje decyzje nieraz boleśnie kolidują z naszymi planami, to jednak zawsze niech się dzieje wola Twoja, która nigdy nie błądzi i nigdy by nie doprowadziła do takie zagłady planety do jakiej doprowadziła ją wolna wola, czyli swawola człowieka.

            CHLEBA NASZEGO POWSZEDNIEGO DAJ NAM DZISIAJ – i te słowa kryją w sobie ważne znaczenie. Tu Jezus przekonuje nas, że wszelki chleb od Boga pochodzi, ale że Ojciec nasz, choć nadzwyczaj ceni duchowość i stale nas kieruje w jej stronę, (a i Jezus przypomina, że „nie samym chlebem człowiek żyje”), nie pozostaje nieczuły na głód naszego żołądka. I Jezus upoważnia nas, by zwracać się do Ojca z prośbą, żeby nie doświadczał nas głodem, żeby obdarował nas chlebem.

            I ODPUŚĆ NAM NASZE WINY – tym zdaniem, idącym zaraz za prośbą o chleb, Jezus jakby sugeruje, że obfitość chleba zależy od nas samych, od tego czy przekraczamy boże przykazania, ale skoro nasze winy stały się faktem, mamy prosić, by Ojciec je nam darował, bo czasu nie cofniemy. Możemy jednak obiecać, że dołożymy wszelkich starań, by już ich więcej nie popełniać. A na dowód naszych dobrych chęci mówimy

            JAKO I MY ODPUSZCZAMY NASZYM WINOWAJCOM – i w tym momencie musimy odpuścić, nie możemy sobie pozwolić na trwanie w złości i myśl o zemście, „czekaj ty zarazo, niech cię tylko dorwę, nogi z tyłka powyrywam!” itp. Bo przecież Bóg nam odpuszcza w pełni, nie odgraża się, nie stawia warunków, najwyżej prosi, jak Jezus uleczonego z paraliżu, „idź i nie grzesz więcej”. Chyba więc nie będziesz zapraszał Boga, żeby ci pomógł nogi wyrwać z tyłka twemu wrogowi? Tak się modlili Żydzi w Starym Testamencie, kiedy przeklinali swoich wrogów, ale Jezus się tym brzydził. Zastanów się więc, jakiego chcesz odpuszczenia, czy takiego po swojemu, czy Bożego? Bo jeśli Bożego, to ty też musisz tak odpuścić.

            I NIE DOPUŚĆ ABYŚMY ULEGLI POKUSIE – w tym świecie, który potrafi tak pięknie kusić i łudzić, chroń nas. Bo kiedy świat już cię schwyta w swoje sieci, zamiast przyjemności napotkasz utrapienia. Pokusy zazwyczaj kryją w sobie coś niedobrego, co zrazu wydaje się smaczne, ale jest niestrawne. Jakże często prowadzą do tragedii i dlatego prośbę tę kończą słowa zamykające całą modlitwę

            ALE ZACHOWAJ NAS OD ZŁEGO – bo uniknięcie pokusy może nam uratować życie, a ratownikiem najpewniejszym jest Bóg.

            Ile to było szumu wokół tak sformułowanej pierwszej części tego zdania – „nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie”! Choć było oczywiste, że tłumacz ewangelii z greki na łacinę, św. Hieronim, skąd inąd mąż wielce uczony, popełnił błąd, pisząc „nie wódź nas na pokuszenie”, i wystarczyło zajrzeć do oryginału i sprostować. A tymczasem rozgorzała nieomal wojna religijna, gdy papież wprowadził poprawną wersję. W wielu kościołach nadal recytuje się wersje starą, bo jakoś wiernych nie razi, że Bóg zamienił się rolami z szatanem i zsyła na ludzi pokusy. A przecież wiadomo, że ojcem wszelkiego kłamstwa jest zły duch i że Bóg zawsze nas przed nim broni. Broni, żebyśmy nie musieli po śmierci cierpieć katuszy w piekle, które choć nie jest żadnym miejscem w sensie fizycznym, tylko stanem psychicznym udręczonego człowieka, zawsze było malowane przez starych mistrzów jako konkretny świat urządzony w ciemnych podziemiach, z kotłami na ogniu przeznaczonymi dla grzeszników i z mnóstwem innych potwornych narzędzi sprawiających cierpienie, jakie tylko człowiek potrafi wymyślić. I mamy prosić Boga o pomoc, by tam przypadkiem nie trafić.

            Tak więc modlitwa Jezusowa nie jest tylko modlitwą błagalną, bo obok naszych próśb do Boga o chleb i życie wieczne jest w niej ukryta lekcja poglądowa, jak należy rozumieć słowa Jezusa. Jest tak pomyślana, żeby każdy mógł się zastanowić nad Bożymi tajemnicami i musi Jezusowi sprawiać przykrość, gdy ktoś ją klepie bezmyślnie razem z całym porannym pacierzem, zadowolony z siebie, bo spełnił swój obowiązek wobec Boga.

            I na koniec przypomnę znany czterowiersz Leopolda Staffa

                                   Nie widzą Ciebie moje oczy

                                   nie słyszą Ciebie moje uszy

                                   Ty jesteś światłem mej pomroczy

                                   Ty jesteś duszą mojej duszy