Wśród wspomnień wojennych Zofii Kossak znalazło się opublikowane na emigracji opowiadanie p.t. „Paradoksy życia”. Jego fragmenty podaję tu wg wydanego niedawno tomu Konspiracyjna „Weronika”, PAX 2021, s. 122-126
O sprytnej Filomenie
Przyjaciółka Autorki, Maria, mieszkała ze staruszkiem ojcem i gosposią rodem z Pomorza, Filomeną, w Warszawie w oficynie domu przy Puławskiej 5. Był koniec września 1939 roku, pierwsze dni po bolesnej kapitulacji (28–go).
Naloty wrześniowe zburzyły ten dom od frontu, ale oficyna ocalała.
„Wprawdzie okna i drzwi były wydarte podmuchem, lecz dach pozostawał cały nad głową. Okna należało zabić dyktą, wprawiając w środku małe szybki z obrazków ocalałych, gdyż wyniesionych do piwnicy przed bombardowaniem.”
Warunki mieszkaniowe były straszne. Brakło wody i elektryczności. Nie było paleniska.
„Podczas gdy Maria stała z wiadrami [po wodę] w długim ogonku na Rakowieckiej, Filcia rozpalała na pogiętym balkonie ogienek z ram okiennych i gotowała na nim dla chorego kaszkę (zmiecioną z podłogi w spiżarni).”
Wpadli Niemcy, by zarekwirować zdatne do życia mieszkanie.
I od proga krzyczeli:
„- Wynosić się! Schnell! Schnell!
Maria skamieniała z rozpaczy, lecz sytuację ocaliła Filcia, wymyślając po niemiecku z zawrotną szybkością.
– Volksdeutsch? – zapytał podoficer wzgardliwie.
– Jaki tam volksdeutsch! Reichsdeutsch jestem! Przecie mówię, że z Pomorza, Filomena Butek.
Wachmistrz zasalutował i przeprosił.
– Mieszkania naszych są wolne od rekwizycji.
Wyrwał z notatnika kartkę, nagryzmolił parę słów i przylepił do drzwi.
– Należą wam się racje żywnościowe.
– Jeszcze nie odebrałam, bo chorego trudno odejść…
– Filciu – szepnęła Maria, kiedy odeszli – Filciu…
– No co? Może pani niekontenta? Już nam starszego pana nie ruszą. A ja zaraz się popytam, gdzie te kartki dają…
– Nie, nie! Nie chcę!
– A jużci! Co starszemu panu damy? Kaszki jeszcze tylko na dwa razy starczy.”
Schorowany starszy pan wkrótce zmarł. Maria odetchnęła, bo już nic ojcu nie groziło. Sama zaangażowała się po uszy w konspirację i krążyła po całej Generalnej Guberni. Kiedy dostawała urlop, wpadała odetchnąć do swego mieszkania, nadal wolnego dzięki niemieckiej kartce nalepionej na drzwiach. Tu mogła spokojnie spać i tu mieściła się… tajna skrzynka pocztowa okręgu.
A Filomena, jako Reichsdeutschka zatrudniła się u kierownika Arbeitsamtu mieszkającego z rodziną w sąsiedniej kamienicy. Maria bardzo nad tym bolała, natomiast Filcia nie czuła żadnych wyrzutów sumienia, a ilekroć dowiedziała się od dozorczyni, że jej pani nocuje na Puławskiej, przybiegała z pełnymi menażkami.
Chronicznie zagłodzona Maria z trudem hamowała ślinę. (A była przy tym Autorka.)
-„Skąd to masz? – pytała [Maria] surowo.
– A od moich szkopów – odpowiadała beztrosko dziewczyna. – Tak ich dzisiaj nastraszyłam, że ani kolacji nie tknęły… Zebrałam wszystko ze stołu i przyniosłam… Opowiadam im, jak ich będą wieszać, kiedy się Hitler wywali… Niby się litowałam nad nimi i nad sobą, a taki mnie śmiech brał… Siedziały jak słupy. Szkopka dzieci tuliła i płakała. Dzieci owszem, niczego, grzeczne, obyczajne, aż szkoda, że to wszystko trzeba będzie rżnąć… No, niechże panie jedzą, póki gorące… Nakryłam garnki i duchem leciałam, żeby nie wystygło…”
Obie konspiratorki, Maria z Autorką, zjadały więc kolację od szkopów. „Nikt, kto nie głodował prawdziwym głodem, nie pojmie rozkoszy napełnienia żołądka pełnowartościową strawą” – napisała Autorka. I dalej:
„Nieraz oprócz menażek pojawiała się obszerna torba wypełniona produktami przysługującymi tylko Niemcom: pomarańcze, ryż, kakao, kawa… Maria próbowała gestów oburzenia.
– Filciu! Ty kradniesz!
– O wa, kradnę szkopom, nie swoim…
– Kradzież jest zawsze kradzieżą…
– Co mi pani głowę kręci? To panine przyjaciele, co zabrały szkopom pieniądze na Miodowej są złodzieje? A te, co rozbiły skład z bronią na Pradze, także złodzieje?…
– Jest różnica … – zaczynała Maria i milkła, sama nie wiedząc, na czym ta różnica polega.”
Potem sytuacja z punktu widzenia moralności, można powiedzieć, jeszcze się bardziej skomplikowała. Filcia bowiem nawiązała romans ze szkopem. Wydało się, kiedy przyniosła swej pani przed Świętami wielką utuczoną gęś z obietnicą, że sama ją upiecze. Na kochasia wybrała sobie „cherlaka obrządzającego gęsi, chowane przez komendanta niemieckich koszar na Rakowieckiej.
– Filciu, Filciu!- jęczała Maria zgnębiona, niemniej zaprosiła na ucztę nie tylko Weronikę i Sabinę, lecz samego dowódcę, Dzięcioła.”
Nie dociekali, skąd w domu Marii takie pyszności, ale obecna przy tym Filcia sama się wygadała. Obawiała się bowiem, że dostawa gęsi ustanie, ponieważ Karla wysłali na front wschodni. Chyba że zacznie chodzić z Francem… I opowiadała, jak to Karl płakał rzewnymi łzami i jak to przysłał jej list z drogi, ale że „szwabachą” pisany, poprosiła Marię, by jej przeczytała.
„ Meine liebe Philomene – pisał Karl, niesumienny stróż gęsi – jestem bardzo nieszczęśliwy, że musiałem wyjechać z Warschau. Pozostań mi wierna, moja Philomene, bo ja ciebie pamiętam ciągle i wrócę…
– Bodaj mu kacapy bebechy wypruły – mruknęła kochanka.
…wrócę i ożenię się z tobą, kiedy tylko wojna się skończy. Zamieszkamy albo w Warschau,albo w mieście Petrikau, które jest też ładne. Mnie się w generalnej guberni bardzo podoba.
– Podoba się pludrakowi – syczała adresatka – w ziemi zgnijesz, ciemna maso…Durne te szkopiska, że strach…”
Franc okazał się równie powolny w wykonywaniu zleceń Filomeny jak Karl i gęsi nadal pojawiały się czasem na stole Marii, ale potem wybuchło Powstanie i drogi obu kobiet się rozeszły. Maria uczestniczyła w walce, była ranna w nogę, miała poparzoną twarz i choć przeżyła, wyszła okaleczona psychicznie z tego piekła. Filomena w porę opuściła Warszawę, wróciła na wieś i wojna na niej nie pozostawiła żadnego śladu.