Warto było je przeżyć…

Bertrand Russel, Autobiografia, tł. B. Zieliński, W-wa 1971

 Ze wstępu

Trzy namiętności, proste, ale niezmiernie silne, rządziły moim życiem: pragnienie miłości, poszukiwanie wiedzy i dojmujące współczucie dla cierpień rodzaju ludzkiego. Namiętności te niczym potężne wichry gnały mnie tam i sam zmiennym szlakiem po głębokim oceanie udręki sięgającej skraju rozpaczy.

Szukałem miłości najpierw dlatego, że daje ona ekstazę – ekstazę tak wielką, iż często poświęciłbym całą resztę życia za kilka godzin tej radości. Szukałem jej następnie dlatego, że niesie ulgę w osamotnieniu – w tym strasznym osamotnieniu, w którym nasza drżąca świadomość zagląda przez krawędź światła w zimną, niezgłębioną, martwą otchłań. Szukałem jej wreszcie dlatego, że w zespoleniu miłosnym widziałem w mistycznej miniaturze zapowiednią wizję owego nieba, które wyobrażali sobie święci i poeci. Tego szukałem i, choć to może wydać się zbyt piękne jak na ludzkie życie, to właśnie na koniec znalazłem.

Z równą namiętnością dążyłem do wiedzy. Pragnąłem zrozumieć serce człowiecze. Pragnąłem wiedzieć, dlaczego świecą gwiazdy i usiłowałem pojąć moc pitagorejską, za której sprawą liczba dzierży władzę nad płynnością. Coś z tego, choć niewiele osiągnąłem.

Miłość i wiedza, o tyle, o ile były możliwe, wiodły w górę, ku niebu. Ale zawsze współczucie sprowadzało mnie z powrotem na ziemię. Krzyki bólu odzywały się echem w moim sercu. Wygłodniałe dzieci, ofiary torturowane przez ciemięzców, niedołężni starcy będący ciężarem dla swoich synów, wreszcie cały świat samotności, nędzy i cierpienia są szyderstwem z tego, czym winno być życie ludzkie. Usilnie pragnę usunąć zło, ale nie mogę, więc także cierpię.

Takie było moje życie. Uważam, że warto było je przeżyć i chętnie przeżyłbym je od nowa, gdyby mi dano po temu możliwość.