ANEGDOTA PIERWSZA, C.D.
– Młynarz, jak w baśni, miał piękną córkę. Włoch zrezygnował więc z powrotu do swego kraju. Ożenił się z młynarzówną. Zmieszanie ras i warunki klimatyczne – śniegi przez całe miesiące w ciągu wielu lat – spowodowały, że Quantocostowicze zaludnili nieomal całą osadę. Osada rozrosła się w miasteczko.
Miejscowa rada miejska, składająca się z radnych podobnych do Kalabryjczyków, postanowiła na cześć swego pradziada nazwać miasteczko Quanto Costo. Po dziś dzień mieszkańcy osady budzą podziw turystów swymi kruczymi włosami i oliwkową cerą. Kobiety słyną z piękności…
– Nadzwyczajne, nadzwyczajne!- przerywał mi od czasu do czasu profesor.
Quanto Costo już dawno zniknęło za wysoką ścianą skalną. Zachwycony pan przedstawił mi się uprzejmie, potrząsnął moją ręką i prosił, bym mu koniecznie podał „źródła”. Powiedziałem, że skarbnicą tych opowiadań był stary pilot, który płynął z nami podczas pierwszej podróży na fiordy.
– Nadzwyczajne, nadzwyczajne – powtarzał wzruszony profesor. Jestem panu niezmiernie wdzięczny, panie poruczniku.
O godzinie dwunastej skończyłem wachtę. Miałem przed sobą osiem wolnych godzin.
Wieczorem o dwudziestej znów byłem na mostku. Na mostku zjawił się też kapitan. Podszedł do mnie i zapytał:
– Znaczy, proszę pana, znaczy, gdzie jest Quanto Costo?
Kapitan miał zwyczaj sprawdzać nasze przygotowanie do wachty, zadając pytania dotyczące nazw i charakterystyki świateł, które mogliśmy widzieć podczas naszej służby. W fiordach nigdy o to nie pytał, gdyż na mostku był zawsze jeden z pilotów. Pytanie to nie mogło zresztą odnosić się do świateł, bo ich nie było. O co kapitanowi chodzi?
W ciągu ośmiu wolnych godzin dużo czasu spędziłem wśród turystów, na podziwianiu widoków. Rozwiałem wiele wątpliwości co do nazw szczytów i osiedli. Toteż w chwili, gdy usłyszałem pytanie kapitana, nie pamiętałem już porannej rozmowy z profesorem.
– Nie wiem, panie kapitanie – odpowiedziałem. – Nigdy takiej nazwy nie słyszałem.
Kapitan z zasady niczemu się nie dziwił lub usiłował nie dziwić, ale w tej chwili robił wrażenie wyraźnie zdumionego:
– Znaczy, jak to pan nie wie? – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Z kolei ja zrobiłem zdumiony wyraz twarzy.
– Znaczy, pan był na wachcie od ósmej do dwunastej?
Niezaprzeczalnie byłem. Obaj doskonale o tym wiedzieliśmy.
-Tak jest – odpowiedziałem.
– Znaczy, z panem rozmawiał taki siwy pan z brodą? Znaczy, taki profesor geografii z uniwersytetu? Znaczy, siedzi koło mnie na lunchu i, znaczy, dzisiaj cały czas opowiadał mi o Quanto Costo…
W tym momencie przypomniałem sobie.
c.d.n.