Madonna z Guadalupe
Cz. 5
Wszystko to wygląda i brzmi nieprawdopodobnie dla trzeźwo myślącego człowieka żyjącego w XXI wieku. Pisze Paul Badde:
„Czytałem książkę José A. Tönsmanna o tajemniczych oczach Morenity, widziałem wiele pięknych zdjęć i pomocniczych szkiców, lecz jedno pytanie pozostawało zawsze bez odpowiedzi: czy te małe „figurki” nie są złudzeniem?”
I zadał to pytanie badaczowi, kiedy miał okazję się z nim spotkać. Na co señor Tönsmann z uśmiechem odpowiedział:
„Gdyby istniało tylko jedno z tych zdjęć, przyznałbym panu rację. Tu jednak mamy dwie takie migawki w obu oczach.” W dodatku – tłumaczył – różnią się, bo widziane dwoma oczami, więc „wykonane” pod dwoma różnymi kątami. Na tym polega siła dowodowa tych obrazów, tego zdumiewającego kadru w oczach Madonny.”
Ale – upierał się Badde – może ktoś wmalował tę scenę w Jej oczy?
„Nie. Nie dysponujemy aż tak precyzyjnymi narzędziami, ani pędzlem, ani ołówkiem, ani piórkiem. […] Żaden człowiek nie byłby w stanie czegoś takiego naszkicować.”
Zakrada się jednak jeszcze inna wątpliwość, upiera się Badde:
Na „kadrze” w oczach Madonny występuje też jedna kobieta czarnoskóra, a w 1531 roku na Karaibach nie było jeszcze Murzynów. Więc jak?
I dowiaduje się, że w archiwum w Sewilli odnaleziono niedawno testament biskupa Zumarragi, w którym jest mowa o czarnej niewolnicy, Marii, której biskup podarował wolność z wdzięczności za wierną służbę. [s. 48]
Wygląda na to, że rozum musi skapitulować. To wydarzyło się naprawdę i odmieniło bieg historii w Ameryce Południowej.
Pisze Badde, przytaczając słowa meksykańskiego księdza-historyka:
„Wkrótce po Objawieniu oba narody, tak bardzo się nawzajem nienawidzące i pragnące się wzajemnie wyniszczyć, przed obliczem Madonny dosłownie padły sobie w ramiona! Dokumenty z tamtych czasów mówią, że franciszkanie od rana do wieczora udzielali chrztu. Proszę spojrzeć wokół – na place, ulice, wszędzie! Nie ma już Hiszpanów ani Indian. Wtedy, przed pięciuset laty, mieszkańcy Meksyku stworzyli nowy naród;” [s.157]
„Chrystianizacja nastąpiła w niesłychanym tempie, lecz sięgnęła bardzo głęboko – dotyczy to zarówno Indian jak i Hiszpanów. W orszaku Hernando Corteza było kilku franciszkanów, dominikanów i pustelników. Nikt nie zaangażował się z takim żarem i odwagą w obronę praw Azteków jak członkowie zakonów żebraczych, wśród których największym kaznodzieją i rzecznikiem Indian był Las Casas. Udał się do Hiszpanii, do samego cesarza Karola V, by złożyć mu skargę na okrucieństwo i nadużycia konkwistadorów.”
Po tym niezwykłym zderzeniu cywilizacji, Meksyk […] stał się wzorem dla pozostałych krajów Ameryki Środkowej i Południowej… […] nie ma tu śladu rasizmu[..] Różnice w kolorze skóry odgrywają tu mniejszą rolę niż gdziekolwiek indziej na świecie. Idea jednego narodu zastąpiła wizję narodu czystego etnicznie […]
I kończy, że tym, co skłoniło Indian do wejścia w krąg kultury zachodniej nie były wysiłki Hiszpanów, lecz niezwykły obraz z 1531 roku. [s. 159-160]
KONIEC