Rozmyślania nad klikomanią
Ile to już było tych „izmów”! alkoholizm, pracoholizm, a teraz doszedł klikoholizm. Nowe uzależnienie.
Stoję na balkonie. Mam pod sobą ustawione na ulicy stoliki restauracji. Obserwuję jedzących – są tacy, którzy nawet nie patrzą, co do ust wkładają, bo gapią się w magiczny ekranik. To samo w metrze, w samochodzie, nawet na hulajnodze i na środku jezdni na pasach wśród pieszych. Mało tego, już dzieci w wózeczku klikają zachęcane przez rodziców.
O czym świadczy ta nowa plaga, ta nieszczęsna klikomania?
Chyba o czymś bardzo smutnym, że człowiek ucieka od samego siebie, że nie chce być ani minuty sam na sam ze sobą. Że nie potrafi żyć w ciszy, szuka podniet przez 24 godziny na dobę. Musi mieć zabawkę, którą może zabrać ze sobą na ulicę, jak mała dziewczynka z wózeczkiem i lalą wiezioną na spacer.
I do czego to doprowadzi?
U dzieci do zagłady wyobraźni, która pozwalała im cieszyć się patyczkami i kamyczkami, z których budowały pomysłowe zamki. U uczniów do zaniku umiejętności pisania i w związku z tym do zaniku charakteru pisma, kiedy dorosną, do porzucenia książek. Może też do zaniku samodzielnego myślenia, bo jak się ma w kieszeni takiego chętnego i wszechstronnego suflera, to po co się wysilać?
Jednym słowem, coś co może być i bywa bardzo użyteczne w nagłej potrzebie, czy w komunikacji, stało się niebezpiecznym narkotykiem na co dzień. Już widać, że to niebywałe osiągnięcie nauki wyjdzie naszej kulturze bokiem.