SPOTKANIE Z KRÓLEWNĄ ANNĄ WAZÓWNĄ
i z pewnym dobrze znanym rzymskim kardynałem
cz. 1
Wyprawiając się wielokrotnie w wiek XVII do Rzymu, by studiować sztukę, natykałam się w swych poszukiwaniach często na papieskiego pupilka, kardynała Scypiona Borghese. Jako siostrzeniec Pawła V czuł się wszechmocny i bezkarny. Pasjonował się malarstwem, a że rozsadzała go pycha, chciał przewyższyć swoją kolekcją wszystkich znakomitych kolekcjonerów, także tych w koronie na głowie. Istotnie, jego Galeria Borghese w Rzymie do dziś budzi podziw. Mało kto jednak się zastanawia jakimi drogami doszedł wielebny Scypion do tej pięknej kolekcji, tylko ja jestem taka paskudna, że wyciągam wszystkie jego grzeszki związane z niebywałą zachłannością, jako że zawsze staję po stronie pokrzywdzonego malarza. Bo rozpędzony w swej pasji tytulat nie jeden raz rozminął się z prawem.
Pisałam o nim w „Gawędach o sztuce, wiek XVII” m.in. przy okazji malarza Agostina Tassiego, łobuza i gwałciciela Artemizji, zwolnionego z zasłużonej kary właśnie przez kardynała Scypiona, piszę też w ostatniej swojej książce, (obecnie w przygotowaniu p.t. „Jeszcze o sztuce”) o skrzywdzeniu kilku malarzy, którym wykradł obrazy.
Ale tym razem do spotkania z tym księciem Kościoła doszło na całkiem innym gruncie, o dziwo w kontekście polskim. Bo oto okazało się, że kiedy Francesco Simonetta, nuncjusz papieski, zimą 1607 roku bawił w Krakowie, postanowił złożyć ceremonialną wizytę siostrze króla Zygmunta III Wazy, królewnie Annie i relację z tej wizyty przesłał do Rzymu właśnie papieskiemu nepotowi. I tym razem nie interesuje mnie zupełnie ważny kardynał, lecz bohaterka tej korespondencji, królewna Hanusia czy Janusia, jak ją w rodzinie nazywano.
Sprawa była niezwykle poważna. Dziewiętnastoletnia Anna Wazówna przyjechała do Polski w 1587 roku jako zdeklarowana od kilku już lat protestantka. Zygmunt III Waza (1566-1632) był katolikiem, ale jako syn protestanckiego króla Szwecji, Jana III, i wychowany w protestanckim otoczeniu, potrafił się świetnie porozumieć z przedstawicielami obu tych wyznań. Należał do osób tolerancyjnych, podobnie jak jego pierwsza żona, Anna Rakuska, czyli Habsburżanka. Natomiast jego druga żona, Konstancja, choć rodzona siostra zmarłej młodo Anny (odeszła w połogu w 1598 roku, jako zaledwie 25-letnia) była fanatyczną katoliczką, bigotką i zapiekłym wrogiem wszelkich heretyków, czyli innowierców. W trosce o duszę szwagierki nie tylko słała modły do nieba o jej nawrócenie, lecz nasyłała na niebogę różnych księży z tą misją. Dociekliwa badaczka losów królewny, autorka monografii jej poświęconej („Infantka Szwecji i Polski, Anna Wazówna”), Alicja Saar-Kozłowska, obliczyła, że królewnę nawracano intensywnie dwadzieścia razy, w tym po raz ostatni na łożu śmierci! Ponieważ jednak szwedzka księżniczka była osobą charakterną, wszystkie te starania poszły na marne, a może nawet wzmogły jej opór.
Zimą 1607 roku, kiedy nuncjusz Simonetta postanowił jej złożyć wizytę, 39-letnia Anna, ciągle panna, (bo choć liczne były ze strony dworu starania wokół wydania jej za mąż, jakoś nic z tych planów nie wyszło), świeżo wstała po jakiejś poważnej chorobie. Ale przyjęła uprzejmie dostojnego gościa.
Simonetta pisze, że już od pewnego czasu zamierzał odwiedzić polską królewnę, aż uznał, że nie może tej wizyty odwlekać, aby Jej Wysokość nie odebrała tego jako braku szacunku. I pod koniec stycznia 1607 roku złożył jej wizytę jako wysłannik papieski, pozdrawiając ją „w Imię Naszego Pana, [z] pragnieniem ujrzenia jej powrotu do owczarni […] dla uzdrowienia jej duszy”- jak napisał o tym w liście do Rzymu.
Królewna grzecznie mu odpowiedziała, a że znała pięć języków, w tym łacinę i być może włoski, bo była bardzo wykształconą osobą, to trudności z konwersacją nie miała. Podziękowała więc Ojcu świętemu wielce zobowiązana za pamięć i troskę, „co zaś się tyczy powrotu do owczarni, z uśmiechem odpowiedziała, że nie wydaje się jej, aby kiedykolwiek od niej odeszła.” I po kilku uprzejmościach „odprawiła mnie” – napisał nieco zbity z tropu nuncjusz. Dyplomatyczna próba nawrócenia z polecenia samego papieża, także – jak widać – spełzła na niczym.
Królewna bowiem nigdy nie uważała, że wyznanie luterańskie oddala ją od Chrystusa, wprost przeciwnie – żyła Ewangelią na co dzień i była chrześcijanką w całym tego słowa znaczeniu. Kiedy objęła nadane jej w 1604 roku przez brata starostwo brodnickie, a potem golubskie (od 1611), stała się wprost aniołem opiekuńczym swych poddanych. Ponieważ specjalizowała się w ziołolecznictwie, ratowała chorych bez względu na pochodzenie i wyznanie, głodnym rozdawała żywność nie tylko przy okazji jakiegoś święta, lecz zawsze, gdy wiedziała, że ktoś tego potrzebuje. Ludzie ją kochali całym sercem. Była to mądra i szlachetna osoba, o zacięciu naukowym i gdyby żyła w naszych czasach byłaby zapewne wybitną specjalistką w dziedzinie botaniki czy farmaceutką. Niestety, przyniosła ze sobą na świat bardzo słabe zdrowie i z konieczności bywała swoją pierwszą pacjentką. I o niej, i o jej zdrowotnych problemach napiszę więcej następnym razem, bo to już nie ma nic wspólnego z nuncjuszem ani z kardynałem Borghese.
c.d.n.