O miłości…

                                  Miłość (?) macierzyńska

Lubię dzieci. Często, kiedy mijam jakiegoś malucha na ulicy, uśmiecham się do niego. Dzieci na ogół odpowiadają uśmiechem, choć czasem czują się zawstydzone i chowają się za mamę.

Pewnego razu, kiedy siedziałam w autobusie przy oknie, autobus zatrzymał się na przystanku na Pl. Trzech Krzyży. Stała tam mama z malutką uroczą dziewczynką. Uśmiechnęłam się do niej, a ona do mnie. Zauważyła to jej mama. Odszukała mnie wzrokiem i …prawie zabiła. Spojrzała z taką nienawiścią, że uśmiech mi zamarł na twarzy. Całkiem jakby mi chciała powiedzieć:

– To moje dziecko! Jakim prawem uśmiechasz się do MOJEGO dziecka?

Nie wiem, co było dalej, czy zrugała córeczkę za śliczny uśmiech, bo autobus odjechał, a one zostały. Czekały na inny.

Ale było mi bardzo smutno. Okazało się, że nie każdemu wolno się do dzieci uśmiechać, bo to zagraża miłości macierzyńskiej…