O grabieży …

                                          Odcinek  2

                                  Jak Niemcy kradli

Do czasu Hitlera i Göringa największym wojennym rabusiem dzieł sztuki był Napoleon. Teraz role się odwróciły, a Niemcy głosili, że odbierają jedynie swoją własność. Reaktywowali w tym celu Biuro ochrony dzieł sztuki, Kunstschutz, którego szefem, (zarazem szefem dyrektora Luwru, Jaujarda), został hrabia Franz von Wolff- Metternich, pruski arystokrata, lecz szczęśliwie zapalony frankofil i – jak pokazały dalsze wypadki- szczery obrońca sztuki, a nie grabieżca. Był to jedyny Niemiec, który wspierał wysiłki dyrektora Jaujarda, żeby to, co francuskie, pozostało we Francji. Metternich wielokrotnie narażał się swoim zachłannym kolegom, ponieważ stał na stanowisku, że należy przestrzegać konwencji haskiej, której artykuł 46 m.in. zakazywał wywozu własności prywatnej z okupowanych krajów. I cały sztab Metternicha zachowywał się poprawnie – znali repozytoria w zamkach, lecz nie sięgnęli po ukryte skarby. Zirytowani nazistowscy złodzieje niemieccy oskarżyli Metternicha, że działa na rzecz Francji i w 1942 roku zwolniono go ze stanowiska szefa Kunstschutzu. 

Konwencję haską honorowało też dowództwo armii niemieckiej, a bez zgody Wermachtu, teoretycznie nic Niemcy wywieźć nie mogli. Ale to nie Wermacht ocalił zbiory Luwru, dokonał tego głównie dyrektor Jaujard ze swoimi pracownikami  przy wsparciu hrabiego von Metternicha.  

 Jednak dzieła sztuki we Francji to nie tylko zabytki zgromadzone w muzeach! Istniały jeszcze bogate zbiory prywatne, przecież Paryż był centrum sztuki, tu działali najwięksi marszandzi. Opętany manią posiadania wszystkich najlepszych obrazów świata, Hitler powołał specjalną instytucję do legalnej grabieży własności prywatnej, w czym żaden Metternich nie zdoła mu przeszkodzić. Zorganizowano tzw. Siły Specjalne Rosenberga, w skrócie EER, a Rosenberg, szef tej instytucji, to był złodziej nad złodziejami. We wrześniu 1940 r. Hitler upoważnił EER do przeszukiwania domów, bibliotek i archiwów na terenie okupowanych krajów Europy w celu znalezienia materiałów „cennych dla Niemiec”. Taka grabież dotknęła także nasz kraj.

W Paryżu na czele komórki EER stanął pułkownik Kurt von Behr, z którym w myśl zaleceń Hitlera, gorliwie współpracował ambasador niemiecki we Francji, Otton Abetz. Ci dwaj prześcigali się w rabunku.

Pierwszymi ich ofiarami stali się najważniejsi marszandzi żydowscy; piętnaście ogromnych kolekcji ambasador zgarnął do swojej siedziby. Następnie okradziono z kolekcji 218 bogatych Żydów, pozbawionych wszelkich praw z racji pochodzenia. Grabiono mieszkania i skrytki bankowe, splądrowano 38.000 mieszkań Żydów wysłanych do obozów, a do sierpnia 1944 r., czyli daty wkroczenia do Paryża aliantów, złupiono w sumie 71.619 mieszkań obywateli francuskich.

Skradzione obrazy najpierw deponowano w ambasadzie, ale że łupów przybywało, Niemcy zwrócili się do władz francuskich – bo przecież wszystko robili w majestacie prawa, legalnie –  o przyznanie odpowiedniego magazynu na obrazy. Dyrektor Jaujard, ówczesny szef muzealnictwa, i Metternich jako jego przełożony, wyznaczyli na ten cel budynek Jeu de Paume, pod warunkiem, że Francuzi będą dokonywać inwentaryzacji dzieł. Obaj panowie mieli nadzieję, że dzięki tej lokalizacji dzieła pozostaną we Francji.

Dyrektorem tego monstrualnego wkrótce magazynu w jaki zamieniono muzeum Jeu de Paume, został szef paryskiego oddziału EER – pułkownik von Behr. Zgodził się na obecność grupy francuskich urzędniczek, także na francuskich pakowaczy, bo byli niezbędni. Wśród urzędniczek pozostała też na stanowisku Rose Valland, jako strażniczka stałej kolekcji muzeum Jeu de Paume, dodajmy kolekcji impresjonistów, którymi Hitler gardził.

                                               C.d.n.