Grabież i ratowanie…

                Odcinek  3

Niezwykła córka kowala, 1

 Ten odcinek wojennej historii sztuki we Francji poświęcam głównie kobiecie, która sama jedna wywiodła w pole cały sztab niemieckich oficerów z nadętym marszałkiem Göringiem na czele. Ale po kolei.

Wspominałam nie tak dawno w blogu dzieje katedry w Chartres podczas ostatniej wojny i przy okazji przytoczyłam rozważania dwóch amerykańskich żołnierzy z sekcji Obrońców skarbów, którzy się zastanawiali, czy warto narażać życie dla sztuki? Otóż była w Jeu de Paume kobieta, która przez cztery lata wojny nie robiła nic innego, jak tylko każdego dnia od nowa narażała życie dla obrazów. To wspomniana już wyżej francuska urzędniczka, Rose Valland.

Wszechstronnie wykształcona historyczka sztuki, wybitnie inteligentna i obdarzona fenomenalną pamięcią, do tego osoba niezwykle odważna. Skryta, małomówna, umiejąca zachować zimną krew w najtrudniejszych sytuacjach, dyskretna. Nigdy się nie zdradziła z tym, że zna niemiecki. A Niemcy? Oni ją właściwie lekceważyli; ta stara panna, już trochę po czterdziestce, nie budziła ich zainteresowania. Nie była ani piękna, ani elegancko ubrana, nosiła brzydkie okulary w drucianej oprawce; prawdziwa szara myszka. Tymczasem w rzeczywistości był to super szpieg, kobieta która przechytrzyła ich wszystkich. Niemcy przez cztery lata wojny nigdy się nie domyślili, kim naprawdę jest Mademoiselle Valland.

Strzegli tajemnicy swych działań jak mogli, nikt bez zgody pułkownika von Behra nie miał prawa wejść do budynku, wszyscy podlegali kontroli, w razie potrzeby pułkownik powiększał personel tylko o Niemców, a nie wiedział, że jest ktoś, kto omijał wszystkie zabezpieczenia i przekazywał dane ludziom z Ruchu  Oporu.

Wprawdzie w ciągu czterech lat wojny zdarzało się, że Rose irytowała von Behra wtykaniem nosa w papiery, które nie powinny jej obchodzić i aż cztery razy ją usiłował wyrzucić z pracy, ale tak sprytnie umiała się bronić, a i wśród Niemców umiała znaleźć chwilowych sprzymierzeńców, że za każdym razem przywracał ją do pracy.

W swoich powojennych wspomnieniach Le front de l’art, (których nawiasem mówiąc nie udało mi się zdobyć) napisała, że na początku bardzo się bała. Oprócz wiernej sekretarki, Jacqueline Bouchot – Saupique i nielicznych francuskich   strażników i pakowaczy, była na co dzień otoczona tłumem umundurowanych Niemców, czuła się jak w gnieździe żmij. Stopniowo jednak oswoiła się z tą sytuacją i opanowała lęk. Ryzykowała potwornie, przyłapana – w każdej chwili mogła stracić życie, mogła zostać wysłana do obozu koncentracyjnego czy do więzienia na tortury – ale wytrwała do końca.

C.d.n.