Marek Górlikowski – Państwo Gucwińscy. Zwierzęta i ich ludzie, ZNAK 2021
Wspaniała lektura, można się sporo dowiedzieć i o zwierzętach w zoo, i o ludziach. Jest to rodzaj wywiadu-rzeki z udziałem osób trzecich zaproszonych do rozmowy dla pełnego obrazu, zwłaszcza wobec kontrowersji w sprawie opieki nad zwierzętami we wrocławskim ogrodzie i przykrym finale dyrektorowania pp. Gucwińskich.
Ja dla bloga wychwyciłam tylko kilka zabawnych anegdotek. Np., że opiekun słonicy marzył o tym, żeby ją nauczyć gry na organkach. Mnie to ubawiło, słonicę chyba mniej.
Spodobał mi się gadający gwarek, który nie wiadomo dlaczego do pana Gucwińskiego mówił: „chłopczyku chodź!”, a do pani Hani: „ty mała świnio!” I wydawał polecenia naśladując ich głosy tak udatnie, że psy się posłusznie zrywały na jego rozkaz.
Ale i gawron, którego przygarnęli z przetrąconym skrzydłem, też zaczął mówić. I mówił: Ku-ba-jes-tem, bo pracownik który się nim zajmował miał na imię Kuba.
Albo historia lewka, którego matka odrzuciła. Pani Hania przyniosła go do domu i wrzuciła do kosza z bielizną w łazience. I zostawiła karteczkę dla gosposi; „Pani Mario, proszę uważać, bo w łazience jest lew.” Gosposia się przeraziła i mówi: „Ja sobie wezmę tę kartkę jako dowód w jakich warunkach muszę pracować.” A jak pani Hania wróciła, to zobaczyła lewka wtulonego w kocicę. Ale jak się zrobił duży, to bał się kotów, bo pewnie mu ta kocica nieraz dała wychowawczo łapą po pysku, a słuchał jej zawsze jak mamy.
I jeszcze taka historia. Opowiada pani Hania.
Chodził sobie po ogrodzie paw. Przechodziła babcia z sześcioletnim wnuczkiem i mówi: „Adaś, wyrwij piórko.” Chłopiec podszedł, ale paw się odsunął. Pomysłowa babcia radzi: „ możesz mu przydeptać mu ogon.” No to wnuczek przydeptał, paw się odwrócił i zaatakował, poranił mu buzię. Babcia do nas z pretensjami, ale poratowali nas świadkowie zdarzenia z kabaretu Elita, Jan Kaczmarek i Jerzy Skoczylas, bo widzieli to, ćwicząc w pobliżu do nakręcanego w ogrodzie filmu piosenkę o zwierzętach „Do serca przytul psa, weź na kolana kota…”, i mówią, przecież on nadepnął ptaku na ogon!
I jeszcze historia z pierwszego programu „Z kamerą wśród zwierząt” z Ryszardem Badowskim. Program był o małpce Koko, samicy koczkodana przywiezionej z Afryki przez polskiego zoologa. Nie dał rady trzymać jej w domu i zdecydował, że odda. Skorzystali z tego na temat filmu i pan zoolog miał Koko podarować wrocławskiemu zoo przed kamerą. Pani Hania miała tylko podawać kawę kilku zgromadzonym przy stole gościom. No i podaje filiżankę kawy temu zoologowi, ten bierze i zaczyna opowiadać o Afryce, a małpa jak to małpa, pierwsze co zrobiła to trzasnęła w tę filiżankę. Cała kawa wylana na koszulę, a mają właśnie wejść na wizję. Żona zoologa krzyczy na męża, film już kręcą, program leci na żywo, cała Polska widzi i słyszy awanturę…
Tak się to Badowskiemu i telewidzom spodobało, że tego dnia narodził się pomysł na cykl spotkań z Gucwińskimi, który leciał wiele wiele lat.
Kilka małp mieszkało z Gucwińskimi, ale piętro wyżej. Zdarzało się, że kiedy ktoś pomylił pokoje w willi pana dyrektora, wszedł na piętro i tam zapukał, otworzył mu drzwi… goryl.
I na koniec zanotowałam historię charakterystyczną dla klimatu PRL, dotyczącą już ludzi, nie zwierząt. Było na terenie ogrodu wrocławskiego WC, a babką klozetową była tam ni mniej ni więcej tylko dama z arystokracji, de domo hrabianka Stadnicka, wdowa po dwóch mężach, również nie wywodzących się z klasy robotniczej.
Jako przedstawicielka klasy pasożytów i zdeklarowany wróg ustroju pod obserwacją SB, nie mogła nigdzie znaleźć pracy. Była to starsza już pani, starannie wykształcona, znająca biegle pięć języków, grająca na fortepianie i nałogowa czytelniczka. W tym WC trzymała regały zastawione książkami, wybranych klientów zapraszała na kawę i pożyczała znajomym książki, dobierając wedle zainteresowań i poziomu wykształcenia. Wchodziła też swobodnie w konwersację z klientami z obcych krajów.
Na jakiejś konferencji międzynarodowej we wrocławskim Zoo jeden z dyrektorów zoo, chyba z Austrii, jak wspomina pani Hanna, po wizycie w toalecie i zawarciu znajomości z hrabianką, nachyla się nagle nad nami i mówi szeptem:
– „Co to za zwariowany kraj, ta Polska, babcia klozetowa mówi w pięciu językach, a premier musi mieć tłumacza?” [s. 244]
I jeszcze taki drobiazg. Pytonica, czyli pani wąż, nie chciała jeść kury kupionej na mieście. Dotykała i nic. I pół roku nic nie jadła, one tak mogą. Ale jak kupili kurę od baby, to natychmiast połknęła. To co my jemy? Bo my nie możemy tylko raz na pół roku wrzucić coś na ruszt.