Jasełkowy debiut
– Mamo, gdzie jest papier pergaminowy? – spytała JoAnn, przetrząsając szuflady w kuchni w poszukiwaniu nożyczek i taśmy klejącej. Po chwili oddaliła się truchtem, przyciskając do piersi znalezione przedmioty.
Właśnie skończyliśmy bożonarodzeniowy obiad. My, czyli trzy pokolenia naszej rodziny. Najmłodsi zostawili rodziców i dziadków i zabrali się skwapliwie do przygotowywania tego, co miało nastąpić po obiedzie, czyli prezentowanego każdego roku przez nich przedstawienia jasełkowego. Teraz, w jakimś zakamarku domu, przygotowywali wszystko w najgłębszej tajemnicy przed dorosłymi.[…]
Dzieci pojawiały się i znikały w swojej kwaterze obładowane ręcznikami, szlafrokami, szalami, prześcieradłami[…] Zza zamkniętych drzwi pokoju, w którym trwały tajne przygotowania, dobiegały nas tłumione chichoty i szepty.
Kiedy wyszły na poszukiwania spinek do włosów, agrafek, spinaczy, a nawet klamerek do bielizny, innymi słowy wszystkiego, co pozwoli utrzymać kostium w jakim takim ładzie, wiedzieliśmy już, że faza przygotowań ma się ku końcowi. Napięcie sięgało zenitu.[…]
Dwoje „pracowników sceny” wniosło długi transparent sporządzony z rolki papieru pergaminowego i marnując ogromne ilości taśmy klejącej, przytwierdziło go do ściany. Na transparencie widniał napis sporządzony czerwoną farbą:
SZPITAL W BETLEJEM
Przygotowana naprędce scena stała się izbą przyjęć szpitala. Bill, jeden ze starszych chłopców i urodzony przywódca, przyjmował pacjentów i wydawał polecenia personelowi, który wykonywał je bez zmrużenia oka, biegając pospiesznie po scenie. Aniołki-pielęgniarki miały zamiast aureoli czepki z papieru z namalowanym czerwonym krzyżem. Zajmowały się starannie każdym przypadkiem, trzymając w dłoni wyimaginowane stetoskopy i termometry i odsyłając pacjentów na dalsze zabiegi.
Na scenę weszła Maryja z ogromną poduchą pod sukienką, wspierając się na ramieniu Józefa. Nie chciał ich przyjąć bezlitosny właściciel gospody, ale na szczęście zatroszczą się o nich w szpitalu w Betlejem. Proszę, oto już jedna siostra zajęła się troskliwie Maryją, a druga prowadzi Józefa do poczekalni.
Józef chodził nerwowo po poczekalni, splatał i rozplatał palce dłoni, przysypiał, przeglądając stare czasopisma leżące na stoliku, pytał błagalnym tonem każdą pojawiającą się w drzwiach siostrę o najnowsze wieści z sali porodowej. Co jakiś czas w drzwiach ukazywała się głowa siostry komunikującej:
-To już nie potrwa długo.
Kiedy nasi młodzi adepci sceny wyeksploatowali maksymalnie ten wątek, jakieś niewidzialne dłonie wypchnęły na scenę ostatnią aktorkę.
Ujrzeliśmy Connie Beth, najmłodszą pielęgniarkę – aniołka. Z anielską szatą w nieładzie, z przekrzywionym czepkiem na głowie, posuwała się pomalutku, drobnymi kroczkami w stronę Józefa. Była już za duża na rolę Dzieciątka i dlatego w tym roku – co za radość! – otrzymała pierwszą własną kwestię.
Kiedy biedna Connie uświadomiła sobie obecność publiczności, stanęła jak wryta, zamieniła się w słup soli. Pochyliła głowę, spuściła oczy i wbiła wzrok w podłogę. Szukała czegoś językiem w buzi, mały paluszek zawędrował jej do ust, a duży palec u nogi zaczął wiercić dziurę w dywanie.
Czy trema położy wszystko?
W tej chwili śmiertelną ciszę przerwał głośny szept zza sceny:
-Powiedz Józefowi o dziecku!
Connie podniosła głowę. Uśmiech rozjaśnił jej twarz. Zamiast strachu w oczach pojawiło się zdecydowanie.[…]
Wreszcie wzięła głęboki oddech, stanęła przed Józefem i piskliwym głosikiem obwieściła mu radosną nowinę:
– To dziewczynka!
Mary Kerr Danielson