Balsam dla duszy, 6

                                          To była noc!

Jako dziecko byłam kolędnikiem, tak jak nakazywała tradycja w naszej rodzinie. Razem z chłopcami i dziewczętami z sąsiednich kościołów, walcząc dzielnie z wiatrem i chłodem, chodziliśmy od domu do domu, zbierając datki na dom samotnych matek Fannie Battle.

Zawsze było tak samo. Spotykaliśmy się w kościele metodystów, dzieliliśmy się na grupy i robiliśmy szybką próbę śpiewu. Potem każda grupa wybierała jednego spośród siebie, żeby pukał do drzwi, przedstawiał nas i przyjmował datki do drewnianej skarbonki.

Dzieci z mojej grupy uznały, że [najmłodsza] siedmioletnia dziewczynka (tyle wówczas miałam lat) bez trudu poruszy serce każdego sknery w okolicy, i postanowiły właśnie mnie powierzyć w tym roku skarbonkę.

Moje zadanie było bardzo proste: zapukać, poczekać cierpliwie aż ktoś otworzy drzwi, a następnie obwieścić radośnie:

Wesołych Świąt! Zbieramy datki na dom Fannie Battle dla samotnych matek, liczymy na państwa szczodrość!

Nauczyłam się na pamięć swojej kwestii i kiedy wyruszyliśmy, maszerowałam dumnie na czele, trzymając w rękach, na których miałam ciepłe rękawiczki, drewnianą skarbonkę.

Wiatr kurzył śniegiem i drogę oświetlały nam jedynie uliczne latarnie, wokół których tworzyły się charakterystyczne zimowe aureole. […]

Niektóre domy swoim wyglądem zdawały się zapraszać przyjaźnie do środka, inne – odstraszały, ale ja – wiedząc, że mam za sobą pozostałe dzieci, podchodziłam śmiało do każdych drzwi, stukając głośno i zdecydowanie.

W jednym z domów pokazała się w zasłoniętym oknie na krótką chwilę jakaś twarz. Kiedy drzwi się otwarły, stanął przede mną wysoki mężczyzna w piżamie, tak wysoki, że musiałam zadzierać głowę. Czułam, jak mi drżą kolana, ale poczekałam aż zapyta, czego chcemy, a potem wyrzuciłam z siebie linijki, których uczyłam się na pamięć.

– Wesołych Świąt! Zbieramy matki na datki dla Fannie Battle! Liczymy na państwa szczerość!

Mężczyzna się roześmiał, a potem skinął na żonę, by przyniosła mu portfel. Wrzucili razem kilka dolarów. O proszę! Udało się! No, to do następnego domu!

Wesołych Świąt! Zbieramy datki dla matki Fannie Battle! Liczymy na państwa skromność!

Nie ma co do tego wątpliwości. Byłam po prostu urocza. I chociaż najczęściej myliłam swoją kwestię, ludzie okazywali serce i szczodrość. Ale ponieważ było bardzo zimno, a ja miałam dopiero siedem lat, szybko się zmęczyłam.[…] przekazałam obowiązki zawodnika pierwszej linii bardziej doświadczonemu kolędnikowi. Odtąd przytulałam się do innych, przestępowałam z nogi na nogę i chuchałam w dłonie, tak jak pozostali.

Po niedługim czasie zatoczyliśmy pełny krąg i dotarliśmy z powrotem do kościoła metodystów.

W jednej z sal kościoła czekała już na mnie mama i gorąca czekolada i pączki. Kiedy już stopy mi odtajały i miałam pełny brzuszek, mama zabrała mnie do domu i ułożyła wygodnie do snu.

W nocy wcale nie śnił mi się „Dziadek do orzechów”, ani skarpety na kominku, ani choinka. […] przed oczami przesuwały mi się twarze wszystkich osób, które tak chętnie wrzucały pieniądze do naszej skarbonki i dom, w którym śpiewaliśmy, stojąc przy łóżku starej kobiety o pomarszczonej twarzy, w szpitalnej koszuli nocnej… i jak ta kobieta płakała, kiedy już odchodziliśmy… i jak śpiewaliśmy „Cichą noc” i prószył na nas śnieg. […]

                                                                       Charlotte A. Lanham