Grabież i ratowanie…

 Odcinek  4

                              Niezwykła córka kowala, 2

Od 1 listopada 1940 r. pod budynek Jeu de Paume podjeżdżały nieustannie ciężarówki załadowane obrazami. Gromady niemieckich żołnierzy zatrudniono przy ich wyładunku. Na filmie w Internecie można zobaczyć krzątających się żołnierzy pośród setek skrzyń zapełniających sale pod sufit – skala rabunku była niewyobrażalna.

Rose Valland rejestrowała napływające obrazy. Początkowo starała się wszystko zapamiętać, potem zrozumiała, że musi zapisywać. Żołnierze wciąż wnosili nowe skrzynie, rozładowywali je i przed oczami Mademoiselle Rose tylko migały nazwiska Vermeera, Tycjana, Rembrandta, Teniersa, Bouchera…. I tak bez końca. Wspaniałe kolekcje prywatne żydowskich bogaczy. Niemiecki sztab historyków sztuki i urzędników zatrudnionych w muzeum pracował nieraz po 16 godzin na dobę, a i tak nie nadążali z rejestrowaniem obrazów.

Niemcy kochają papiery, Valland wszystkie ich dane kopiowała. Przepisywała kartki katalogowe, zawartość ksiąg wysyłkowych, wygrzebywała z kosza na śmieci kopie maszynopisów na bibułce i odcyfrowywała je. Notowała nie tylko tytuł i autora każdego obrazu, to jej było wolno, na tym polegała jej praca, lecz uzupełniała dane o nazwisko tego, komu obraz skradziono, a także o nazwisko niemieckiego agenta odpowiedzialnego za przerzut określonych obrazów i o nazwisko prowadzącego transport. Znała zawartość każdej skrzyni, jej oznakowanie, numer i termin konwoju samochodowego, nr lokomotywy i pociągu, numery wagonów i wreszcie adres docelowy łupów na terenie Niemiec lub Austrii, czyli niemieckich repozytoriów. Spisała też paryskie adresy wszystkich ważnych magazynów z kradzionymi rzeczami i adresy domowe grabieżców, bo wielu Niemców kradło obrazy i cenne przedmioty na własną rękę. Dzięki jej spisom Amerykanie po wkroczeniu do Paryża znaleźli np. aż 9 składnic z dziełami sztuki w samym Paryżu, a dziesiątą – w pociągu odstawionym na bocznicę pod mostem.

Oprócz papierów, Niemcy gromadzili też chętnie dokumentację fotograficzną.    Panna Volland wynosiła po kryjomu do domu na noc negatywy, znajomy robił dla niej odbitki, rano negatywy wracały na swoje miejsce na półkę w muzeum.

Była w kontakcie z dyrektorem Jaujardem, który urządził na strychu Luwru kryjówkę, gdzie spotykali się ludzie z podziemia. Klucz chowano w specjalnej skrytce na dziedzińcu, a w rozmaitych schowkach w samym muzeum przechowywano podziemną prasę i książki.

 Dane od Rose Volland, zwłaszcza o terminie i trasie konwoju, dyrektor przekazywał komu trzeba i niemieckie transporty co jakiś czas napotykały na niespodziewane trudności, np. dziwnie psuły się im ciężarówki, a także lokomotywy wymagały naprawy i dłuższego postoju. I pomyśleć, że za tym wszystkim kryła się niepozorna stara panna w drucianych okularach.

Kim była wcześniej ta kobieta, która przyczyniła się do ocalenia ponad 60.000 dzieł sztuki?

Przyszła na świat w 1898 roku w małej miejscowości w środkowej Francji  jako córka kowala. Była tak zdolna i pracowita, że ojciec zachęcał ją do nauki i mimo biedy, skończyła studia wyższe w Lyonie. Ponieważ rodzina nie mogła jej pomagać, cały czas utrzymywała się sama z korepetycji i lekcji rysunków. Udało jej się też skończyć Akademię Sztuk Pięknych w Paryżu i historię sztuki w Szkole Luwru, a także  archeologię. Marzyła o pracy w muzeum, ale uzyskanie stanowiska kustosza w Luwrze, kiedy się nie miało odpowiedniego urodzenia czy poparcia, było czymś nieosiągalnym dla córki kowala.  W 1930 roku dopuszczono ją do pracy jedynie jako wolontariuszkę. Aż do 1941 roku nie miała w Luwrze etatu, nie dostawała pensji, dorabiała rysując. Kiedy w 1939 roku trwała gorączkowa ewakuacja, dała się poznać jako ofiarna pracownica i wtedy zwrócił na nią uwagę nowy dyrektor, Jaujard, i to on jej polecił pozostać na stanowisku strażnika zbiorów w Jeu de Paume.

                                                       C.d.n.