Opowieść samobójcy
Byłem zawodowym żołnierzem. Brałem udział w misjach i widziałem wiele rzeczy, które niejednego by przeraziły. Wydawało mi się, że jestem zahartowany i nic mnie w życiu nie zaskoczy. Jednak stało się inaczej. Moja kobieta mnie zostawiła. Utopiłem wszystkie oszczędności w nietrafionej inwestycji finansowej. Posypało się całe życie, wszystkie plany i marzenia.
Załamałem się jak szczeniak, zaczęło się ostre picie.
Jechałem samochodem kompletnie pijany i o mało co nie zabiłem kobiety na przejściu dla pieszych. Doszedłem do wniosku, że jestem zerem i nie mam po co żyć. Skombinowałem leki nasenne. Wziąłem ich dużo. Można powiedzieć, że pochłonęła mnie ciemność.
Wiem, że to trochę głupio brzmi, ale ocknąłem się w dziwnym świecie. Oświetlał go jakby blask księżyca. Wszędzie rosły jakieś chaszcze. To było wielkie bagno, otoczone górami. Chyba instynktownie ukryłem się w krzakach. Wiem, że byli tam inni. Ogarnął mnie strach, taki zwierzęcy, bezgraniczny. Nie chciałem tam być.
W tym samym czasie moja matka […] chodziła po domu, jak lwica po klatce. Kiedy zdrzemnęła się przed telewizorem, w półśnie usłyszała głos: Ratuj syna! Ratuj syna! Głos nie należał do nikogo znajomego. Matka zerwała się, błyskawicznie ubrała i wybiegła z domu. Ogarnął ją paniczny strach do tego stopnia, że nie miała odwagi samodzielnie prowadzić samochodu. Złapała taksówkę i przyjechała do mnie. Miała klucze, bo często mnie nie było […] Wpadła do mieszkania i znalazła mnie bez oznak życia. Wybrała numer ratunkowy i ustawiła telefon na głośno mówiący. Dzięki temu miała kontakt z ratownikiem i mogła mi robić masaż serca.
Ja w tym samym czasie pragnąłem wrócić do żywych. Siedząc w tych krzakach nagle poczułem silne szarpnięcie. Wkrótce potem odzyskałem przytomność.
Nie ma pani pojęcia jaki byłem szczęśliwy. Nigdy więcej nie targnę się na swoje życie. [..] za nic na świecie nie chcę wrócić w to straszne miejsce.