O grabieży i ratowaniu dzieł sztuki we Francji 1939-1946
Cz. 1 – 7
Napisałam niedawno książkę o ratowaniu dzieł sztuki we Włoszech podczas II wojny światowej („Ocalić sztukę”, PWN 2019). Nie zdążyłam już napisać podobnej o ratowaniu skarbów kultury we Francji, ale ten temat wciąż mnie nurtuje; tak mało o tym wiemy, a tak wiele z nas zachwyca się Luwrem czy Muzeum Impresjonistów. Tak więc, choć książki już nie planuję, spróbuję skorzystać z bloga, by choć trochę przybliżyć sytuację dzieł sztuki we Francji podczas wojny i ludzi, którzy starali się je ratować i umieli się grabieży sprzeciwić.
Ponieważ nie udało mi się, jak dotąd, zdobyć francuskich monografii na ten temat, zwłaszcza wspomnień świadków wydarzeń, opieram się na bogatej w szczegóły książce Roberta Edsela (w przekładzie Pawła Kruka) „Obrońcy skarbów. Alianci na tropie skradzionych arcydzieł.” Wyd. ab 2014 i na danych z Internetu.
Cały tekst, ponieważ jest obszerny, podzieliłam w blogu według tematów na siedem nierównych części z przeznaczeniem na kolejne dni. Zaczynam 14 czerwca w rocznicę zajęcia przez Niemców Paryża.
Odcinek 1
Ewakuacja
Do Paryża Niemcy wkroczyli dokładnie 81 lat temu, 14 czerwca 1940 roku o świcie. Paryż się nie bronił jak Warszawa. I nie odniósł ran od bomb wroga, ale znalazł się pod okupacją hitlerowską, jak ogromna część Europy. I już w sierpniu Niemcy zaczęli metodyczną grabież sztuki, zaplanowaną i przygotowywaną od dawna.
Rok wcześniej, latem 1939 r., nowo mianowany dyrektor Luwru i szef wszystkich muzeów, Jacques Jaujard (1895-1967), w przeczuciu niebezpieczeństwa zarządził powszechną ewakuację zbiorów. Miał w tym już doświadczenie, ponieważ zaledwie kilka lat temu, podczas wojny domowej w Hiszpanii, pomagał w udanej ewakuacji zbiorów Prado do Szwajcarii. (Nazwisko Jaujard czytaj: Żożard)
25 sierpnia 1939 roku zamknął chwilowo Luwr pod pozorem remontu. Przez trzy dni, zarywając noce, setki ludzi, muzealnicy, studenci sztuki, pracownicy domu towarowego Magasins du Louvre i liczni wolontariusze pakowali wytypowane obrazy, rzeźby i inne obiekty, w sumie 4000 dzieł, umieszczając je w drewnianych skrzyniach i ładowali na ciężarówki. Był to niewyobrażalny wysiłek – czasem jedna tylko rzeźba, jak np. Nike z Samotraki, symbol Luwru, w normalnych czasach witająca zwiedzających, wymagała kilku dni pracy, żeby ją bezpiecznie zsunąć ze schodów po specjalnej rampie i przy pomocy dźwigów umieścić na ciężarówce.
Można obejrzeć o tym film w Internecie. Widać na nim setki skrzyń, zdejmowanie ze ścian i zabezpieczanie ogromnych płócien, przejmująco puste galerie, opustoszałe ściany albo zawieszone tylko pustymi ramami z tytułem zabranego stąd obrazu, i stojące w gotowości wielkie ciężarówki przed muzeum. Film pokazuje też sztab ludzi trudniących się przy transporcie ponad trzymetrowej rzeźby Nike.
Zabytki rozwożono do zamków i pałaców rozrzuconych po całej Francji. Wszystkie obiekty starannie zabezpieczano; obraz Mony Lizy przewożono jak ciężko chorą damę – starannie opatuloną, w specjalnej skrzyni, złożonej na noszach, pod opieką kustosza i w uszczelnionym samochodzie, żeby zachować stałą temperaturę. Kiedy ją tak właśnie przewożono z Chambord do Louvigny, obraz dotarł do celu w dobrej formie, czego nie można powiedzieć o półżywym kustoszu, który w dusznym samochodzie mało co ducha nie wyzionął.
W podróży natrafiano na inne trudności, np. ogromny obraz Gericaulta, „Tratwa Meduzy”, sterczał tak wysoko, że zaczepił o druty sieci tramwajowej w Wersalu i zerwał je, pozbawiając miasto prądu. Trzeba było do konwoju dodać ekipę techniczną, która naprawiałaby ewentualne szkody. A kiedy zabytki szczęśliwie dotarły na miejsce i ukryto je w repozytoriach, na trawie przed takim zamkiem kustosze pisali biała farbą MUSÉE DU LOUVRE, żeby alianccy piloci widzieli, że tutaj bomb zrzucać nie wolno.
Ale o losach zbiorów Luwru podczas wojny opowiem osobno, tutaj chcę przypomnieć dzieje kolekcji prywatnych.
C.d.n.