Wyjątkowo długo trwało dochodzenie do prawdy o przyczynie śmierci Piotra Czajkowskiego. A wszystko dlatego, że doszło do zmowy milczenia ze strony tych, którzy ją znali.
Nieoceniony autor książki z której korzystam, Anton Neumayr, pisze: „Nieoczekiwanie jednak odkryto nowe dokumenty i wypowiedzi naocznych świadków tamtych wydarzeń.” Nowe dokumenty, to m.in. nieznana korespondencja, nieznane opinie, ówczesna prasa, sprzeczne relacje lekarzy na temat przebiegu choroby, dziwnie niezgodnego z objawami cholery, jak np. ból w klatce piersiowej i pragnienie. Nie wspominając o jawnym naruszeniu przepisów sanitarnych obowiązujących w przypadku cholery; Czajkowski chory przyjmował gości, zmarły – leżał w otwartej trumnie, bliscy całowali go w głowę, rzeźbiarz zdjął maskę z twarzy…
Wszystko to nasuwało wiele wątpliwości, ale dopiero w latach dwudziestych XX wieku rzucono nieoczekiwanie światło na kontrowersyjną i tajemniczą sprawę śmierci kompozytora.
Oto doktor Wasilij Bertenson, lekarz i przyjaciel Czajkowskiego, nie chcąc dłużej taić prawdy, wyznał muzykologowi nazwiskiem G. Orłow, że kompozytor sam odebrał sobie życie. Potwierdzili to jeszcze inny lekarz i pewien muzykolog. A dlaczego Czajkowski się do tego posunął, wyjaśniło się dopiero w 1966 roku, kiedy wypłynęło nazwisko niejakiego Mikołaja Jacobi. Teraz dopiero można było zrekonstruować okoliczności zaszłe w październiku 1893 roku, które doprowadziły Mistrza do samobójstwa. Przyczyna okazała się doprawdy okrutna, dziś wprost trudna do wyobrażenia.
Oto książę Stenbock-Fermor wystosował do cara Aleksandra III list z donosem na kompozytora, że zbytnio zajmuje się swoim młodym kuzynem, (ściśle biorąc, siostrzeńcem). Pismo księcia przekazano prokuratorowi, którym był – szczęśliwym (?) zbiegiem okoliczności- szkolny kolega Czajkowskiego, wspomniany wyżej Mikołaj Jacobi. Od niego donos księcia miał trafić do rąk cara.
Jacobi nie chciał dopuścić do tego, żeby go upubliczniono, ponieważ sprawa ta okryłaby hańbą nie tylko samego kompozytora, lecz splamiłaby też ich Szkołę Prawniczą. W związku z tym zaproponował honorowy „sąd prywatny” w swoim domu, oczywiście najzupełniej tajny.
Zebrani tam przyjaciele kompozytora, w obecności „oskarżonego”, po długich godzinach dyskusji uznali, że znaleźli rozwiązanie, o ile Czajkowski się na nie zgodzi. Wymyślili coś nieludzkiego: że list nie trafi do cara pod warunkiem, że kompozytor zniknie, …popełni samobójstwo.
A Czajkowski, w fatalnym stanie nerwów, ciężko przestraszony ewentualnością ujawnienia swego tyle lat strzeżonego sekretu, nie widział wyjścia i przystał na to.
Wymyślono truciznę, która zadziała jak zarazki cholery. Dostarczono mu ją; był to arszenik. Przyjął go, popijając ową słynną surową wodą z karafki, co to miała go zarazić cholerą. I po kilku dniach męczarni, zmarł.
Nie na cholerę jednak – w wyniku wymuszonego samobójstwa.
Wszystkie objawy po wypiciu tej nieszczęsnej wody – biegunka, torsje, kolka, kurcze mięśni łydek, zatrzymanie moczu, majaczenie, świadczą wyraźnie – zdaniem Autora „Muzyki i cierpienia”, współczesnego lekarza – o zatruciu arszenikiem.
Kompozytor potwornie cierpiał; prawdopodobnie nie zdawał sobie nieborak sprawy, co go czeka po wypiciu trucizny, jak bolesne jest otrucie arszenikiem, które mógł znać najwyżej z literatury.
Pogrzeb, o ironio, odbył się na koszt cara i był niesłychanie uroczysty. Modły odprawiono w tym samym Soborze Kazańskim, w którym przed laty mistrz brał fatalny ślub, a za karawanem z trumną, Newskim Prospektem ciągnęły na Tichwiński Cmentarz tysiące miłośników jego muzyki.
Piotr Czajkowski spoczywa wśród wielu wybitnych twórców rosyjskich, między innym w pobliżu Aleksandra Borodina i Fiodora Dostojewskiego.