W rocznicę urodzin I. Mitoraja

                      

26 marca tego roku obchodzilibyśmy 79-te urodziny Igora Mitoraja. Niestety, od dziesięciu lat nie ma go już wśród żywych. I już od 13 lat Stare Miasto w Warszawie zdobią jego niezwykłe drzwi do kościoła jezuitów.

Ich temat – jak sam o tym mówił – podsunęło mu wezwanie tego kościoła: Matki Boskiej Łaskawej. I naturalnie Madonna jest tu główną bohaterką, ale nie taka, jak na tysiącach obrazów i rzeźb – Matka Boska Igora jest… kaleką. Brak Jej obu rąk.

Madonna bez rąk? Ale dlaczego? Dlatego, że w oczach Artysty stała się, jak całe Stare Miasto, ofiarą wojny. Kiedy w 1944 roku, roku jego narodzin – walcząca Starówka wraz z całą Warszawą  z rozkazu Hitlera zamieniała się w stos gruzów, w głębokim przekonaniu Igora ucierpiała także Madonna i Jej anioły. Bo i one mają tylko po jednym skrzydle.

Prawdą jest, że cały świat wyszedł z tej wojny okaleczony, wszyscy którzy przeżyli i ich dzieci, a nawet wnuki. Bo nastał inny świat.

Dlatego prawie wszystkie postacie Igora też są okaleczone. Jedne nadal obandażowane, inne nie, ale pozbawione jakichś członków, jeszcze inne zachowały same głowy, albo ocaliły postać, a straciły głowy. To huragan dziejów dokonał takiego zniszczenia i Artysta nie może pozostać nań obojętny. Ta wizja okaleczonego świata ciągle go prześladuje. Nierozerwalnie związane ze sobą cielesność i dusza były dla niego jednakowo ważne. Zranione ciała? Bo zranione dusze.

Nie znam żadnej rzeźby Igora, która by przedstawiała człowieka radosnego, szczęśliwego. Jego samego też poznałam jako człowieka o niezmiernie smutnych oczach. Przepełnione głęboką melancholią wnętrze Artysty dyktowało mu poranione postacie. Ich prawdziwym autorem było samo życie.

Od narodzin, z przebywającej na wygnaniu matki, wywiezionej do Niemiec na przymusowe roboty u wroga, i z niepoznanego nigdy ojca, przez pełne goryczy i ubóstwa lata powojenne, życie nigdy nie było dla Rzeźbiarza łaskawe i pewnie dlatego jako dojrzały twórca, Igor nie potrafił być łaskawy dla wykuwanych z marmuru postaci.

Ale mimo to, ta jego niezwykła sztuka nie rozmija się z pięknem i duchowością: czyż nie są piękne dwie leżące obok siebie na ziemi głowy zakochanych? I czyż nie jest piękna nasza Matka Boska Łaskawa na drzwiach jezuickiego kościoła? Albo młody, postawny Chrystus, rozorany na wylot krzyżem na ogromnych wrotach rzymskiej bazyliki Santa Maria degli Angeli? 

Współczesna autorka beletryzowanej biografii Mitoraja, Agnieszka Stabro   [„Igor Mitoraj. Polak o włoskim sercu”, Rebis 2021] napisała, że Artysta był ateistą. Nie wiem, kto ją do tego upoważnił? Bo jest to niezgodne z prawdą. Igor całe życie szukał Boga, jak każdy myślący człowiek, nigdy jednak nie kwestionował Jego istnienia. Przeciwnie. Pomysłodawca warszawskich drzwi do kościoła jezuitów, dr Kamil Pietrasik przegadał z Igorem wiele godzin; był jego gościem i w Pietrasanta, i w Prowansji. I po przeczytaniu wspomnianej biografii, poruszony nieprawdziwą wersją Autorki, napisał do mnie 11 marca 2023 roku:

Igor był człowiekiem wierzącym, o czym mogłem przekonać  się w czasie kilku osobistych spotkań. W czasie naszego wspólnego wyjazdu do Chatou Confoux, poprosił o. Andrzeja, aby ten poświęcił ponownie tamtejszą  kaplicę i odprawił w niej mszę.  O. Andrzej zrobił to za zezwoleniem regionalnych władz kościelnych, bo kaplica przez wiele lat nie była używana w celach sakralnych. Igor odremontował ją i wyposażył m.in. w unikalne, piękne drzwi – oczywiście z postacią Chrystusa z krzyżem pustym na piersiach. Na mszę św. zaprosił sąsiadów, więc było ok. dwudziestu osób.  

Ponadto mogę zapewnić w 100%, że realizując mój pomysł drzwi do kościoła jezuitów w Warszawie na Świętojańskiej, nie kierował się względami finansowymi, bo jak Pani wie, nic na tym nie zarobił.  Nie wiem, jak było z realizacjami sakralnymi w Romie i w Pietrasanta, ale nie sądzę, aby wykonał te realizacje z pobudek finansowych. [Było podobnie! B.F.]

Sfinansował też remont dachu kościoła w macierzystej parafii w Grójcu, o czym na szczęście pisze Pani A.Stabro. 

Czy tak zachowuje się człowiek niewierzący? 

            Zgadzam się w pełni z autorem tych słów. Ateista nie zabiegałby o nadanie sakralnego charakteru zabytkowej kapliczce i zwłaszcza, nie zapraszałby przyjaciół na mszę św.

            Uważam, że Autorka biografii wyrządziła krzywdę duchowości Igora. Zachowała się jak słoń w sklepie z porcelaną, zresztą nie tylko w tej sprawie, bo wdarła się też w strefę nad wyraz intymną Igora; nie musiała tego robić. Gdyby żył, nigdy by sobie nie mogła na coś takiego pozwolić.