WIGILIA NA WYSYPISKU ŚMIECI
Oglądałam kiedyś film dokumentalny w telewizji, który wywarł na mnie wielkie wrażenie. Oto grupa ludzi należących do filantropijnego Bractwa Św. Egidiusza postanowiła urządzić święta bezdomnym tułającym się po wysypisku śmieci za Meksykiem.
Pojechali na miejsce, sprawdzili, ile mniej więcej porcji jedzenia należy przygotować i w Święta Bożego Narodzenia – nie pamiętam, czy to była Wigilia, czy inny dzień – udali się tam ponownie półciężarówką w której stał prymitywny stół, a na nim leżała ogromna szynka. Zabrali też chleb i jednorazowe talerze.
Skrzyknęli ludzi i jeden z organizatorów, ten który opowiadał o tym na filmie, zaczął kroić szynkę. Ludzie ustawiali się w kolejkę, zabierali dla siebie i rodziny, potem wracali, ustawiali się jeszcze raz, i tym sposobem okazało się, że potrzebujących jest o wiele więcej niż przewidzianych porcji. Ale szynki w ogóle nie ubywało!
Młody człowiek kroił parę godzin tę samą szynkę i ciągle jeszcze miał ją na stole. Mówił, że w ogóle tego nie zauważył, dopiero jakiś czas po akcji dotarło do niego, że przecież szynki powinno zabraknąć, ale nie zabrakło.