EGZAMINY CZERWCOWE
Likwiduję teraz swoje Dzienniki, tnę nożycami i wyrzucam do śmieci. Pójdą na makulaturę. Czasem coś zostawiam, bo może wkleję do bloga i tak natrafiłam na opis wrażeń z pierwszej w moim życiu sesji egzaminacyjnej po drugiej stronie stolika – teraz to ja pytałam. Wprawdzie wykorzystałam to już w swojej ostatniej książce, tej autobiograficznej, ale przypomnę je tutaj troszkę inaczej sformułowane.
A zatem: uczelnia artystyczna, przedmiot – historia kultury; architektura, trochę sztuki, literatury, teatru. Przejęłam wykłady po swojej szefowej, prowadziłam je zaledwie od kilku miesięcy i nie miałam pojęcia, co moi słuchacze mają w głowie. Egzamin pokazał, że albo nic, albo jakąś sieczkę. Niby wszyscy po maturze, ale poziom edukacji humanistycznej tragiczny.
Czytam w Dzienniku:
Siedzę i patrzę na ich roztrzęsione dłonie i czerwone plamy na szyi. Tak niedawno ja tak reagowałam. Żal mi ich, staram się być łagodna. Ale od czasu do czasu słucham tego jąkania się i bzdur zupełnie nieprawdopodobnych.
– Co to znaczy styl stanisławowski? – pytam studenta.
– To renesans.
– A kiedy?
– W XIX wieku.
– A jaki to był u nas król wtedy?
– Henryk IV, ten który zbudował Wilanów.
– No to przyjdzie pan do mnie jeszcze raz po wakacjach, bo nic pan nie umie.
– Ja nie umiem? Niech mi pani zada jeszcze jakieś pytanie, teraz, nie po wakacjach – kłóci się. Nic z tego, zły wychodzi.
Inny plótł jeszcze większe androny, opowiadał mi coś o ucisku chłopa pańszczyźnianego. Przerwałam mu:
-Wie pan, co pan robi? Truje pan.
– Jeśli pani doktor łaskawa to tak nazwać, to widocznie tak jest.
Jaki zgodny! Tyle że też do poprawki we wrześniu.
Albo inny student, syn i bratanek polityków z pierwszej strony gazet. Około 30-tki, starszy od kolegów, bo na wydziale wokalnym, gdzie można zdawać w nieco starszym wieku. Wchodzi, rozsiada się jak na 3 krzesłach, taksuje mnie od góry do dołu krytycznym spojrzeniem, jakby to on mnie egzaminował, wyraźnie zwracając uwagę na ciuchy i włoskie pantofle. Zachowuje się zupełnie tak, jakby się zastanawiał, czy się ze mną umówić do kina już, czy może jeszcze zaczekać. (A ja wtedy zaledwie trochę po 30-ce) i powiada protekcjonalnie, niczym lord:
– My się nie znamy.
– Nic dziwnego, bo nie chodził pan na wykłady. A musi Pan mieć jakieś obecności, żeby zaliczyć, jak wszyscy.
– To co zrobimy? – pyta w liczbie mnogiej.
– Egzamin zrobimy, proszę pana, egzamin. I stawiam pierwsze pytanie: cechy architektury barokowej.
– Barok – powiada – według mnie to schyłek renesansu.
– Słucham?
– No to Oświecenia.
– Słucham?
– O co pani chodzi? Ja nigdy nie miałem głowy do dat.
– To zdaniem pana, kiedy wznoszono budowle barokowe?
– No, w renesansie albo w oświeceniu.
– No, to przyjdzie pan jeszcze raz, jak się pan zdecyduje.
A on na to:
– Ja myślałem, że przyjdę i zdam. Ja mam uniwersytet skończony.
– Uniwersytet? Kiedy? – nawet nie spytałam, jaki wydział, bo byłam zła i szkoda mi było czasu.
– Pięć lat temu.
– To po 5 latach nie uważał pan za stosowne powtórzyć materiał, tylko przychodzi pan i zawraca mi głowę!
– Ja przecież nie chcę robić z siebie durnia…
– Ale pan robi. Niech się pan wynosi! – i zirytowana podałam mu indeks, nawet nie wpisując stopnia. Zaczął się tłumaczyć.
– Nie mogłem chodzić na wykłady, bo śpiewam w operze…. I wymienia tytuł. Potem się dowiedziałam, że gra w tej operze niemą rolę, bo ma kłopoty z gardłem. Okropny facet, zarozumiały, że strach. Ale wyszedł trochę speszony.
Po jakimś tygodniu, w ostatnim dniu sesji, podszedł i pyta niemal nieśmiało i uprzejmie, czy mógłby dziś zdawać, „bo tak się wtedy wygłupiłem” – powiada. Jakiś odmieniony.
Pewnie pierwszy raz trafił na pedagoga, który się nie przeląkł jego nazwiska. Bo na wiadomość, że go oblałam, już koleżanka partyjna wpadła w panikę i krakała, że będą w jego sprawie telefony z KC! Akurat! Nikt się nie odezwał.
Powiedziałam mu więc, żeby stanął w kolejce, jak się doczeka, to go przepytam, ale nie gwarantuję, bo jest sporo chętnych.
Zaczekał te kilka godzin. Przepytałam. Umiał! Zdolny, bestia, bo nadrobił wymagany materiał i musiałam mu postawić czwórkę. Zdolny, ale leń i rozpaskudzony nazwiskiem. Za łatwo mu wszystko widać szło. I chyba się zmarnował, bo nie zrobił kariery, przynajmniej ja nigdy więcej o nim nie słyszałam.