Z pogranicza dwóch światów

                                   O Pascalu (1623- 1662)    

Blaise Pascal był geniuszem. Utalentowany matematyk, fizyk, wynalazca, myśliciel i człowiek pióra. Wynalazł m.in. maszynę do liczenia, a jeden egzemplarz takiej „paskaliny”, jak ją nazywano, przywiozła w 1645 roku do Polski królowa Ludwika Maria Gonzaga małżonka dwóch ostatnich Wazów (Władysława IV, a po jego śmierci, Jana Kazimierza).

I ten właśnie człowiek o ścisłym umyśle, przeżył coś, co dotyczy sfery całkowicie z rozumem nie związanej. Zdarzyło się to w poniedziałek 23 listopada 1654 roku nocą, albo w mieszkaniu paryskim, albo już w Samotni, to jest w domu na terenie opactwa Port Royal, klasztoru cysterskiego na przedmieściach ówczesnego Paryża.

 W tamtejszym klasztorze przebywała wtedy jako zakonnica siostra uczonego, Jacqueline Pascal, a w Samotni – kilkunastu, czy może więcej mężczyzn, przedstawicieli różnych stanów, arystokratów i prostaczków, lecz doskonale wykształconych i wybitnych intelektualnie, którzy założyli rodzaj świeckiej wspólnoty na wzór zakonny. Żyli w duchu Ewangelii, w warunkach skrajnego ubóstwa, utrzymywali się z pracy rąk, uprawiając winnice i hodując drzewa owocowe. Słaby fizycznie i chorowity Blaise Pascal szył buty.

 Miał wtedy 31 lat, kiedy przeżył olśnienie czy oświecenie, nie wiadomo jak to nazwać, w każdym razie wpadł w ekstazę. Ujrzał wielkie światło, które go oślepiło i na długo zemdlał.  Kiedy się ocknął, zapisał datę i czas, że stało się to między 22.30 a 24.30, więc wszystko trwało około dwóch godzin.

W wielkim skrócie zapisał wtedy, że przeżył niezwykłą radość, uczucie nieznanego pokoju i „pragnienie zapomnienia o wszystkim oprócz Boga.” Zapisał też słowo „pewność”. Tę krótką notatkę nosił odtąd całe życie przy sobie, niczym amulet, zaszył ją w podszewkę spencera (rodzaj krótkiej kurtki). Chciał pamiętać o tej chwili, która „porwała mu duszę”, odmieniła widzenie świata.

Być może dopiero po tym niezwykłym przeżyciu przystąpił do Messieurs – czyli Panów, jak nazywano to grono mieszkańców Samotni, tego nie wiem. W każdym razie już do końca życia przebywał w Samotni, gdzie zmarł 19 sierpnia 1662 roku, zaledwie 39 letni, zanim na całe Port Royal wraz z Messieurs spadły okrutne prześladowania ze strony Ludwika XIV. Narazili się królowi Słońce swoimi śmiałymi poglądami, (między innymi wątpiąc w nieomylność „pomazańca”), i ich masowym rozpowszechnianiem w państwie o systemie policyjnym, gdzie swoboda poglądów była zakazana. Ogłosili doskonale napisane przez Pascala tzw. „Listy z prowincji” (po polsku „Prowincjałki”), które król nakazał spalić. Dwa lata po śmierci Pascala, policja wygnała z klasztoru dwanaście sióstr, wywożąc je w nieznanym kierunku, wśród nich córkę malarza Philippa de Champaigne, a w 1709  zburzono klasztor i Samotnię, unicestwiając opactwo, niezwykłe centrum duchowości.  

Pisałam szerzej o tym w „Dalszych Gawędach o sztuce – wiek XVII”(s. 261-275) na marginesie biografii jednego z najwybitniejszych malarzy francuskich tego czasu, wspomnianego Philippa de Champaigne, ojca dwóch zakonnic, który również należał do stronników Port Royal.