Z życia wzięte

                                               Pechowy łup

            Jeszcze jedna historyjka o zwierzętach, tylko nieco odmienna. A opisała ją pewna starsza pani w liście do swojej siostrzenicy. Otóż owa ciotka mieszka samotnie w bloku w środku ludnego miasta i przez wiele lat jedynym jej towarzyszem był duży pies. Kiedy pies zdechł, pani znalazła się kłopocie. Co teraz z nim zrobić?

Zadzwoniła do zakładu pogrzebowego, czy by go nie wzięli do kremacji? Owszem, zgodzili się, ale za taką cenę, że biedna emerytka za głowę się złapała. Z dalszej rozmowy wynikło jednak, że cena byłaby dużo niższa, gdyby ona sama im tego psa dostarczyła.

No, to nie ma rady – ciotka wtłoczyła psa do pudła, pudło do wielkiej torby, torbę na wózek i powędrowała do zakładu. Ciągnęła to z mozołem, aż jakiś zacny człowiek zapytał, czy by jej nie pomóc?

– Chętnie!

– A co pani tam targa takiego ciężkiego?

Ciotka się wstydziła przyznać, że zdechłego pieska, więc powiedziała, że …komputer.

No i tak wędrują, ona ciągnie, a on za nią, bo zaproponował, że popcha z tyłu, to będzie jej lżej. Po jakimś czasie ciotka chce wyrazić wdzięczność, że dużo lżej, ogląda się, a ani dobroczyńcy, ani… pudła!

Problem został rozwiązany, do tego gratis.  Ciotka zadowolona, ale – myśli sobie –  jaką minę zrobił „zacny” złodziej na widok zdobyczy?

A jej piesek, to chyba aż wyje ze śmiechu na swojej niebieskiej chmurce!