{Fragment z książki o samej sobie]
Latem 1980 roku wracałam do Polski z kilkudniowym postojem w Wiedniu i znowu miałam okazję zwiedzić Kunsthistorisches Museum. Tym razem poszłam tam z Tante Poldi, rodowitą Wiedenką, poznaną w Rzymie, która mnie gościła.
Samotna po wyjeździe córki z mężem aptekarzem na stałe aż do Ameryki Południowej, wdowa po krawcu, ciocia Poldi nigdy w życiu nie była w muzeum. Teraz chodziła po nim oszołomiona i oczarowana. Kiedy przystanęła przed „Infantką Małgorzatą” Velasqueza, jako żona krawca była tak przejęta tkaniną sukni królewny, że musiała jej dotknąć, przekonać się, że to nie jest prawdziwa materia – wyciągnęła rękę i nagle spod sufitu poraził ją jakiś głos:
BITTE DAS BILD NICHT BERÜHREN ! BITTE ZURÜCKTRETEN! – PROSZĘ NIE DOTYKAĆ OBRAZU! PROSZĘ SIĘ ODSUNĄĆ!
Ciocia Poldi mało mi zawału nie dostała, odskoczyła przerażona – ona przecież nie chciała zrobić nic złego, tylko dotknąć tej czarownej sukni…
– I kto mógł to zobaczyć?- dziwiła się. Byłyśmy przecież tylko my dwie w tej sali! Kamery i mikrofony działały w Wiedniu, jak widać, o wiele lepiej niż alarmy w warszawskim Muzeum Narodowym, gdy mnie w nim przed laty przytrzaśnięto na amen, a fale turystów w Wiedniu jeszcze nie przypominały tsunami, jak obecnie; sale niemal świeciły pustkami.