Cz. 2
A oto, żeby nie być gołosłowną, zapisane w Dzienniku przykłady działań nadgorliwej, lecz nawet nieznanej mi z nazwiska, pani ex-redaktor. Przypominam, że tekst dotyczył mitologii w malarstwie.
Tak więc, kiedy przy okazji Zeusa-byka, porywającego Europę, korzystając z opisu Owidiusza żartuję, że takiego urodziwego byka świat nie widział, zwłaszcza „cóż za podgardle”, które „zwisa mu do kolan”– pani redaktor wyrzuca to imponujące „podgardle” i całkiem zbędny, jej zdaniem, zachwyt i poety, i mój. To był pierwszy sygnał, że jest zupełnie pozbawiona poczucia humoru, więc współpraca łatwa nie będzie. No i proszę:
kiedy piszę dalej o porwanej Europie – „Leży więc nieboga…” – wyrzuca „niebogę”, bo gdzieżby, jakże, po co takie słowo… Gdy okrutną Junonę, jako małżonkę Jowisza nazywam „Wstrętną Jowiszową” – pani redaktor wyrzuca niepoważne określenie i pisze, jak należy, z powagą i szacunkiem – „JUNONA”.
„Misiowate łapsko” Zeusa, zamienionego przez malarza w czarną chmurę, wyrzuca, i „chmurę czarną” też wyrzuca, ale chyba dlatego, że nie widziała obrazu Correggia – tam właśnie tak jest! (Radzę zajrzeć do Internetu i obejrzeć ten obraz p.t. „Jowisz i Io”.)
Unicestwia więc opis obrazu i to w kilku miejscach, tępiąc i mnie, i przy okazji – malarza.
Charakteryzując malarza Riberę, piszę, że „na skromności mu nie zbywało” – pani redaktorka wyrzuca moje słowa, zastępując je zdaniem: „W kwestii charakteru malarza, …wnioskując na podstawie […]” Ratunku! Litości! Co to za język? Podanie do Urzędu Gminy?
Kiedy piszę, à propos Akteona, że podglądanie, czyli to, co dziś uważa się niemal za cnotę i na czym paparazzi robią fortunę, w starożytnej Grecji „uchodziło za niegodziwość” – wyrzuca, po prostu usuwa tę informację, a przecież taka jest wymowa tego mitu.
Podobnie, gdy piszę o kardynale Borghese, że jako kolekcjoner był nienasycony w apetytach, jak to zwykle nowobogaccy, i że „zapałał żądzą posiadania obrazu malowanego dla innego kardynała” – wszystko to wyrzuca, zamienia całe zdanie na dwa wyrazy: „zażądał sprzedaży”. Znowu styl jakiegoś pisma urzędowego.
Kiedy wyjaśniam, dlaczego Junona zamieniła Antygonę w klekocącego bociana, pani redaktor to także wyrzuca, bo widać jej zdaniem, to też jest całkiem zbędne. Gdy piszę „Gniewem zapłonęła Latona” – gniew też wyrzuca, zostawiając tylko drugą część zdania.
O cudownej „Dafne”, rzeźbie Berniniego, piszę, cytując Owidiusza, że „Dafne jak wiatr lekka” i śliczna – pani redaktor i to wyrzuca. Więc, specjalistka od literatury przecież! nawet biednego Owidiusza wyrzuca za burtę.
W dalszej części książki pani redaktor usuwa moją informację, że malarz Jacques L. David „już po raz drugi przegrał w konkursie” i dlatego chciał popełnić samobójstwo – wyrzuca „po raz drugi” , a przecież to był powód samobójstwa, bo po pierwszej przegranej samobójstwo mu do głowy nawet nie przyszło.
Gdy piszę, że Hora na obrazie Botticella „Narodziny Wenus”, „na paluszkach podbiega do Afrodyty” – wyrzuca „na paluszkach” – a to ważna cecha jego stylu, ruchy postaci jak w balecie, owa niezwykła lekkość – ale pani redaktor darzy niechęcią wszelkie spieszczenia i konsekwentnie je wyrzuca, nawet w jakimś miejscu „listki” zamienia w „liście” – uparcie tępiąc mój styl.
W innym miejscu, przy okazji obrazu Botticella „Wenus i Mars”, wyrzuca opis namalowanych os, latających wokół gniazda w ułamanym konarze, zdradzając się z całkowitą nieznajomością tematu i po części warsztatu, bo nie rozumie, że te osy (vespe), to klucz do zrozumienia postaci Wenus, sugerują bowiem, że malarz za modelkę wziął Simonettę „Vesp”-ucci.
W innej gawędzie wyrzuca opis ukazujący, jak paskudnie potraktowano Caracciego, że mianowicie kamerdyner kardynała Farnese za 8 lat harówki nad freskami, podał na tacy Carracciemu marne 500 skudów, w ten dworny sposób wprost drwiąc sobie z malarza. No, ale pani redaktor nie wyczuwając afrontu, usuwa obyczajową otoczkę całego zdarzenia i pisze: „zapłacono mu 500 skudów”. Znowu zdanie rodem z Urzędu Skarbowego. c.d.n.