A to już wiersz – wspomnienie z niewoli
TAJGA
Tajga… Wilgocią obrzękły mech i krzaki uklękłe w moczarze Nie wiem, za jaką winę i grzech Bóg im tu rosnąć każe Nie wiem, pod wagą jakich win ci ludzie zmięci i szarzy znad smugi świeżo kładzionych szyn nie wznoszą ziemistych twarzy… Tuż obok wbity w mokry chaszcz ogieniek rudo pełga… …gdzieniegdzie jeszcze wojskowy płaszcz i czapka. Już bez orzełka. Dym mija gnaty chudych pni i brzózki podkurza nagie Dźwięczące – mętne – chciwe krwi komary idą od bagien. Trudno tu poznać: noc czy dzień pełznie przez grząski moczar… Noc się tu teraz nie wtacza w cień dniom za to czarno w oczach. Tajga… Jak w bagnie gnijący trup Głusza na wieki wieków Otchłań, gdzie zda się – nawet Bóg zapomniał o człowieku.