Rozważania przy niedzieli

O CZEREŚNIACH I OGNIU PIEKIELNYM

 Pewnego razu – pisze Yogananda – siedziałem za miastem w pobliżu Seattle, nad morzem, chłonąc jego potęgę i boskość. Kiedy się już nazachwycałem, poczułem głód. Poszedłem do pobliskiego gospodarza po czereśnie.

Był to starszy już gość o rumianych policzkach, bardzo gościnny i uprzejmy. Wyglądał na szczęśliwego. Ale coś mnie tknęło i powiedziałem:

– Dobry człowieku, wydajesz się szczęśliwy, ale jest w pana życiu jakieś ukryte cierpienie.

– A pan co, jasnowidz?

– Nie, ja tylko podpowiadam ludziom jak naprawić życie.

– No wie pan, wszyscy jesteśmy grzesznikami i Bóg spali nasze dusze w siarce i piekielnym ogniu.

– Jak mógłby człowiek, pozbawiony po śmierci ciała, który stał się niewidzialną duszą, zostać spalony w ogniu materialnej siarki? – spytałem.

Mężczyzna się bardzo zdenerwował i powtarzał:

– Tak, tak, z pewnością spłoniemy w piekielnym ogniu.

– Otrzymał pan depeszę od Boga z tą wiadomością? – spytałem.

To go zirytowało jeszcze bardziej. Żeby załagodzić sytuację zmieniłem temat.

– Co to za nieszczęście pana trapi w związku z synem? – spytałem.

Zdumiał się, ale wyjaśnił mi, że nie udaje mu się syna naprowadzić na dobrą drogę i to mu sprawia ból niczym ogień płonący w głowie.

– Mam sposób na wyleczenie pańskiego syna – palnąłem nagle.

Oczy mu rozbłysły i uśmiechnął się. Zniżyłem głos i mówiłem prawie szeptem, żeby dodać tajemniczości sprawie, która miała odmienić mu syna.

– Ma pan wielki piec z rusztem?

– Mam, bo co?

– Niech go pan rozpali do czerwoności. A ma pan dwóch zaufanych przyjaciół?

– Mam, bo co?

– Świetnie. A ma pan grube liny? – pytałem dalej.

– Mam, ale po co?

– Niech pan ściągnie przyjaciół – szeptałem – weźcie te liny i zwiążcie nogi i ręce synowi, i wrzućcie go do tego gorącego pieca…

Nie zdążyłem dokończyć, gdy gospodarz wpadł w furię i grożąc mi pięścią, krzyczał:

– Tępa głowo, gdzieś ty słyszał, żeby ojciec palił swego syna, choćby był nie wiem jak niedobry?!

– Właśnie to chciałem panu uzmysłowić. Teraz pan widzi, który z nas ma tępą głowę, ja czy pan. Bo od kogo pan, jako człowiek, otrzymał instynkt miłości, jeśli nie od Ojca Niebieskiego? Nawet ludzki ojciec nie może znieść myśli o okrutnym spaleniu własnego dziecka, by je sprowadzić ze złej drogi, to jak może pan myśleć o Boskim Ojcu z sercem nieskończenie większym od pańskiego, jak o kimś, kto pali w siarce i ogniu dzieci przez siebie stworzone?

Staremu napłynęły łzy do oczu…