B. Obertyńska

   „W domu niewoli” , 3  [s. 474]

   Głód i znowu bezsilność słów

Każdy pisarz mocuje się ze słowami i nieraz potyka się o ich bezsilność. Kiedy to już napisał Jack London w jednej ze swoich przejmujących nowel („Poganin”): Mowa ludzka może się nadawać do wyrażenia zwykłych warunków życia, ale nigdy nie zdoła oddać obrazu owej niesamowitej zawieruchy. Amerykański pisarz miał tu na myśli niezwykły sztorm, który przyniósł zagładę statkowi wraz z załogą i masą pasażerów,  a z którego cudem jakimś uratował się on jeden i tytułowy „poganin”.

 Ale ta jego uwaga o bezsilności mowy wobec zawieruchy, czyli rozszalałego  żywiołu, odnosi się też w pełni do zawieruchy dziejowej, jaką przeżyła na zesłaniu i spróbowała opisać Beata Obertyńska. Tym razem Autorka mocuje się z opisem głodu.

„Trudno komuś opowiedzieć głód. Trudno odtworzyć słowami tę zimną, ssącą, dotkliwa pustkę, którą się nosi w sobie. W sobie? Nie. Źle mówię. Siebie wtedy nie ma. Jest tylko głód, a dookoła niego jakieś zziębnięte, bezsilne, śpiące coś, które strasznie trudno zmusić do jakiegokolwiek wysiłku, słowa, myśli. Człowiek zwinąłby się w kłębek i spał. A kiedy naprawdę zaśnie, śni mu się jedzenie… Samo jedzenie. Nieodmiennie jedzenie. I żeby choć śnił, że je. Gdzie tam! Widzi tylko całe stosy przeróżnych pyszności, lady sklepowe zawalone pieczywem i słodyczami, filiżanki pełne dymiącej kawy czy czekolady, owoce, cukierki, ciastka. I tyle tego, że ma potem o czym mówić rano. Zatem znowu mówimy o jedzeniu.[…]

Wszystko dookoła nas wydaje się nam podobne do czegoś, co by można zjeść. Kostka mydła przypomina nam miękisz chleba. Badyle pachty [chyba bawełny] mają kolor czekolady. […] Mydliny to bita śmietana. Szron – to cukier.[..] istna obsesja! Gdzie spojrzysz, nic i nic tylko to jedzenie.”