Jeszcze o innym wakacyjnym włamaniu
Z tego samego okresu i także z wakacji, gdy cała Warszawa pustoszała, pochodzi opowieść pewnej pani, która opisała swoją przygodę w liście do redakcji jakiegoś tygodnika, a ja to wycięłam i przechowałam w swoim archiwum.
Otóż starsza już pani, adwokat, wdowa, wyjechała na kilka dni na działkę z przyjaciółmi. Ponieważ jeden z nich był uczulony na ptasie pióra, zostawiła w domu swoją ukochaną papugę. Mieszkaniem i ptakiem opiekował się życzliwy sąsiad.
I którejś nocy, właśnie wtedy, pod nieobecność pani domu, włamali się do jej mieszkania dwaj złodzieje. Szczęśliwy przypadek zdarzył, że akurat sąsiad nocą wracał z delegacji i zauważył dziwnie odrzuconą wycieraczkę. Sięgnął po zapasowe klucze i spróbował wejść do mieszkania, które mu sąsiadka zostawiła pod opieką. Ale zamek jakoś nie puszczał. Obudził innego sąsiada i razem majstrowali przy zamku. Wtedy nagle ktoś otworzył drzwi od wewnątrz i z mieszkania wypadli dwaj młodzi ludzie, jeden z plecakiem na plecach.
Kiedy właścicielka mieszkania wróciła, stwierdziła, że zginął tylko magnetofon i złoty zegarek, pamiątka po dziadku. Najwyraźniej złodzieje nie zdążyli jeszcze spenetrować całego mieszkania. Sąsiad ich spłoszył. Ale… przed ucieczką uśmiercili papugę. I to było najgorsze. Pani była tak bardzo do tego ptaka przywiązana, a i papuga na jej widok cała drżała i wtulała się w nią. Ta papuga, po śmierci męża tej pani, stała się jej powiernicą; rozmawiały ze sobą, pani opowiadała jej o przebiegu spraw w sądzie, traktowała jak przyjaciółkę. A teraz straciła to mądre stworzenie.
Była załamana. Nie zgłosiła kradzieży na milicji, bo skradziony stary magnetofon i zegarek, to jeszcze nie powód, żeby się narażać na przesłuchania. A nie miała siły i ochoty opowiadać o tym, czym dla niej była strata papugi.
Minęło parę lat. Pani adwokat przydzielono zadanie obrońcy z urzędu zabójcy małej dziewczynki. Nie chciała się podjąć tej obrony, bo już kiedyś przeżywała podobną sytuację i bardzo dużo ją to kosztowało. Ale nie miała wyboru – musiała.
Kiedy jednak zaczęła studiować akta, doznała szoku: zabójca, zrzucając winę na swego wspólnika, ujawniał wszystkie jego ciemne sprawki, także te nieznane milicji. A wśród jego przestępstw figurowało m.in. włamanie latem do pewnego warszawskiego mieszkania, z którego ten kumpel wyniósł magnetofon i złoty zegarek, a przy okazji uśmiercił papugę…
Podany adres się zgadzał. To był ten drań, wspólnik mordercy dziewczynki, to on był zabójcą jej papugi.
Zrzekła się obrony tego mężczyzny z powodów osobistych. Nie tłumaczyła, że nie ma sił, by spojrzeć w oczy mordercy swojej ptasiej powiernicy. Bez dodatkowych wyjaśnień została zwolniona z obowiązku tej obrony.