Ad Leonardo da Vinci

Ośmieszony geniusz czy jego prześmiewca?

            W początkach grudnia 1995 roku pod Paryżem pokazano sprowadzone z Florencji modele maszyn i rozmaitych urządzeń zaprojektowanych przez Leonarda da Vinci. Wszystkie działały. Był tam m.in. też ustawiacz kolumn – pomyślałam sobie, jakby ułatwił pracę architektowi Fontanie w XVII wieku, kiedy to stawiał przed bazyliką św. Piotra  potężny obelisk egipski.

            Modele Leonarda da Vinci pokazano też w Zurychu latem roku 2000. Także wszystkie działały. I u nas w kraju w ostatnich latach było kilka takich wystaw, m. in. w 2017 roku wystawa w Łodzi zorganizowana wspólnymi siłami międzynarodowych Centrów Nauki, która potem objechała cały świat z siedemdziesięcioma sprawnymi eksponatami. A w tych dniach otwarto we Wrocławiu w Centrum Historii Zajezdnia wystawę zatytułowaną „Machiny Leonarda”. Pokazano tu obiekty zrekonstruowane na podstawie oryginalnych szkiców Mistrza, m.in. czołg, rower czy spadochron. Wśród eksponatów interaktywnych – helikopter.  I także wszystko działa.

            Czemu o tym piszę? Z powodu pewnej książki.

            Nie tak znowu dawno, bo już w XXI wieku (2004 r.) wydawnictwo Muza wznowiło książkę Pierre La Mure’a, (1899 – 1976), pod tytułem „Prywatne życie Mony Lizy”. Książka się szybko rozeszła, bo autor dobrze u nas znany w latach  sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku z doskonałych biografii artystów, m.in. Toulouse – Lautreca („Moulin Rouge”) i van Gogha („Pasja życia”), przyciągnął z łatwością uwagę czytelników.

            I ja przed laty kupiłam obiecującą „Monę Lizę”. I czego się o słynnym malarzu i wynalazcy dowiedziałam? Że nasz zachwyt… nie ma żadnego uzasadnienia, bo  Leonardo był wyjątkowym leniem, wprost nierobem, który by tylko spał. Z konieczności wymyślił nawet rodzaj budzika – jakiś mechanizm, w którym sznurek pociągał go za nogę, kiedy Mistrz powinien się obudzić. A także, że był wielkim nieudacznikiem, bo nic, co wymyślił, żadna z jego genialnych konstrukcji nie działała i nie działa.

            Dziwne podsumowanie zważywszy, że liczne wystawy tych modeli temu zaprzeczają. Także wykorzystane po wiekach wynalazki, jak np. ten zastosowany do wysuszania bagien w okolicach Rzymu za czasów Mussoliniego,  zadają temu kłam.

 Nie lubię patosu, nie lubię przesadnie wychwalać artystów nawet tych wyjątkowo utalentowanych, ale w wypadku Leonarda da Vinci żadna pochwała nie będzie przesadą. „Zgłębiaj sztukę, jaką jest nauka” – głosił i robił to nieustannie. To był niezwykły umysł, potęga kreatywna tego człowieka, jego pomysłowość i zdolności nie mają sobie równych; nawet wśród genialnych umysłów renesansu, drugiego mistrza jak Leonardo nie znajdziemy.

Dlaczego zdolny, poczytny, tłumaczony na wiele języków, amerykański autor zadał sobie trud ośmieszenia Leonarda? Nie wiem, nie rozumiem.

Bo kogo tak naprawdę ośmieszył? Moim zdaniem tylko siebie.  

  Oto co znaczy zrobić zły użytek z dobrego pióra. I dziwię się, że Muza wznowiła taką książkę.