Beata Obertyńska, 3

A to już wiersz – wspomnienie z niewoli

                                 TAJGA

Tajga… Wilgocią obrzękły mech
i krzaki uklękłe w moczarze
Nie wiem, za jaką winę i grzech
Bóg im tu rosnąć każe
Nie wiem, pod wagą jakich win
ci ludzie zmięci i szarzy
znad smugi świeżo kładzionych szyn
nie wznoszą ziemistych twarzy…

Tuż obok wbity w mokry chaszcz
ogieniek rudo pełga…
…gdzieniegdzie jeszcze wojskowy płaszcz
i czapka. Już bez orzełka.

Dym mija gnaty chudych pni
i brzózki podkurza nagie
Dźwięczące – mętne – chciwe krwi
komary idą od bagien.

Trudno tu poznać: noc czy dzień
pełznie przez grząski moczar…

Noc się tu teraz nie wtacza w cień
dniom za to czarno w oczach.

Tajga… Jak w bagnie gnijący trup

Głusza na wieki wieków
Otchłań, gdzie zda się – nawet Bóg
zapomniał o człowieku.