Łagodna zima i znowu odwilż. Biedny tatrzański niedźwiedź zamiast spać w gawrze, miota się zły po lesie, schroniskach i okolicznych wioskach. Zirytowany, grzebie w śmietnikach, wykopuje ludziom marchew z ogródków, łamie gałęzie jabłonek, strącając jakieś późne jabłka. I mruczy wściekły sam do siebie:
– I po kiego licha jeszcze piłem tę kawę w schronisku!