Obóz niemiecki w Buchenwaldzie w czasach II wojny światowej, znajdował się tuż obok Weimaru. Pośrodku obozu rósł dąb olbrzym, pod którym Goethe pisał swoje wiersze, jak niegdyś nasz Kochanowski pod lipą. Ale hitlerowcy i dąb szumiący w XVIII wieku wierszami potrafili zhańbić; za ich rządów drzewo stało się przeklęte przez Boga i ludzi, jak pisze więzień Buchenwaldu, ksiądz Ernest Chowaniec w swoich wspomnieniach.
Dlaczego dąb przeklęty? „Bo każdej niedzieli przed południem na tym dębie wieszano ludzi i psem wilczurem szczuto. Więzień wisiał za ręce do tyłu, kołysał się w obie strony a pies doskakiwał i gryzł.[…]
Na dębie przeżyła jedna jedyna gałązka zielona, od ziemi cały dąb był uschnięty, i o dziwo, podczas nalotu bombowców amerykańskich, jedna zabłąkana bomba padła na obóz i to drzewo obaliła. Jako drużynowy straży pożarnej oglądałem ten nalot, widziałem obalający się dąb i jestem naocznym świadkiem tego wydarzenia.”
[Cudem ocaleni. Wspomnienia z kacetów. Praca zbiorowa, s. 22, Londyn 1981]