Ermitaż podczas II wojny światowej
Cz. 2
Nie ma to jak przyjaciele. Wspomniana wyżej bliska dusza, która chce pozostać anonimowa, przekazała informację o moich trudnościach swemu rosyjskiemu przyjacielowi-erudycie, mieszkającemu od dawna w Polsce, i nagle w poczcie znalazłam aż pięć linków do historii Ermitaża podczas blokady. Mój rosyjski dobroczyńca także chce pozostać anonimowy, (są jeszcze na tym świecie, jak się okazuje, ludzi skromni i bezinteresowni) niech więc tak będzie, ale chciałabym, żeby wiedział, że jestem mu ogromnie wdzięczna, bo dzięki niemu znalazłam doskonałe materiały po rosyjsku i mogę zasiąść do opisania tej wojennej historii. Ponieważ, podobnie jak w wypadku Luwru, będzie to opowieść dosyć długa, znowu dzielę ją na trzystronicowe odcinki i będę kolejno wrzucała do blogu.
Hitler nie spodziewał się większego oporu Rosjan; i on, i jego generałowie byli pewni, że szybko zdobędą Leningrad. Dlatego wspólnie z Göringiem i innymi rabusiami już ostrzyli sobie zęby na skarby Ermitażu, które wkrótce trafią w ich ręce: 250 komnat, 20 km krainy sztuki, 14 000 obrazów, samych Rembrandtów 25 – będzie z czego wybierać. Mieli na swe usługi armię dwóch tysięcy niemieckich historyków sztuki(!), zaprzedanych ideologii nazistowskiej, którzy dokładnie wiedzieli, co warto kraść. Od dawna mieli gotowe listy obrazów i już dzielili skórę na niedźwiedziu – co pójdzie do Linzu, do wymarzonego muzeum Hitlera, a co dla marszałka Rzeszy. Resztę rozdrapią między sobą inni dygnitarze z uprzywilejowanym Rosenbergiem i jego agentami na czele.
Dwa tygodnie po rozpoczęciu oblężenia Leningradu, 23 września 1941 roku wrocławski historyk sztuki, Meyer-Heisig, pisał do zainteresowanego funkcjonariusza niemieckiego: […] upadek Petersburga może nastąpić rychlej, niż się spodziewamy i wkrótce będzie trzeba przystąpić do akcji. […] koniecznie musimy być przygotowani.
Na czym polegało to przygotowanie i jak precyzyjnie je obmyślano i realizowano, pokazuje inny list, a kopie obu pochodzą ze zbiorów polskiego archiwum Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich, (które cytuje w swej pracy niemieckie małżeństwo, Ruth i Max Seydewitzowie w książce „Dziewczyna z perłą” W-wa 1986)
Otóż nieznany, niższy rangą przedstawiciel Göringa, szykujący się do rabunku w Rosji, pisze do kolegi wyznaczonego do tego samego działania:
Kochany łotrze i samorodny rabusiu sztuki!
[…] Śpieszę ci zakomunikować, jeśli nie zostałeś jeszcze powiadomiony: Mühlmann („zasłużony” pełnomocnik do rabunku dzieł sztuki w Polsce) po wizycie u Göringa ma […] zapewnione zlecenie na Petersburg i Moskwę. Następnie informuje kolegę, co mu przygotował na czas planowanej w Petersburgu akcji. A pomyślał o wszystkim! I wylicza to wszystko, poczynając od łóżka polowego i kołder, koców wełnianych, przez futrzany serdak, wełniane rękawice, nauszniki, leki, świece itd. itd. aż po papier toaletowy. A dalej pisze tak: […] trzeba się zaopatrzyć na dłuższy czas, przede wszystkim w ciepłe rzeczy (bielizna). Transport nie nastręcza żadnych trudności. Zaopatrzyłem chevrolety w zupełnie nowe ogumienia i resory […] i wszystko to w czasie, gdy Ty łajdaku, wylegiwałeś się nad Wisłą. […]zastanów się jak sobie poradzisz z butami, tzn. czy są wystarczająco obszerne, aby włożyć odpowiednią ilość skarpetek […] załączam papierek na który będziesz mógł załatwić w Opawie parę butów.
I m.in. właśnie na podstawie świstka uprawniającego do nabycia butów w Opawie, udało się dojść, że nadawca listu i adresat, to dwaj esesmani z Opawy, historycy sztuki z grupy Mühlmanna, pozostającego na usługach Göringa.
Tak więc dowiadujemy się z tego listu, że hitlerowscy dygnitarze, znani ludobójcy, mieli już „zapewnione zlecenie na Petersburg i Moskwę”. Słowem, szykował się świetny interes…
A teraz o przygotowaniach z drugiej strony.
We wcześniejszych opracowaniach można przeczytać, że przygotowania do ewakuacji podjęto w 1939 roku i jeśli latem 1941 roku akcja ta przebiegła nadzwyczaj sprawnie, to tylko dzięki niezwykłemu zmysłowi organizacyjnemu dyrektora Josifa Abgarowicza-Orbieli i ofiarności pracowników i wolontariuszy. W ciągu zaledwie kilku dni i nocy bowiem, zdołano spakować ok. 500 000 obiektów! Zdumiewające.
Dzięki wspomnianemu dobroczyńcy, który mi przesłał linki do rosyjskich źródeł, natrafiłam na ciekawy wywiad z obecnym pracownikiem naukowym Ermitażu, Jurijem Piatnickim, specjalistą od ikon okresu bizantyjskiego. Wywiad przeprowadził Wadim Szuwałow wiosną 2016 roku. Rzeczywistość spakowania Ermitażu okazała się nieco inna niż wersja powtarzana od lat.
Otóż przygotowania do ewakuacji podjęto już w 1932 roku! Miało to związek z poleceniem najwyższych władz, aby wszystkie ważne instytucje państwowe przygotowały ewakuację na wypadek jakichś nieprzewidzianych okoliczności. Do tych ważnych instytucji zaliczono też placówki kulturalne, jak muzea i ważniejsze teatry, np. teatr baletowy w Moskwie. Oczywiście również Ermitaż.
Akcja ta była ściśle tajna, jak to u Rosjan, tylko dyrektor i niewielka grupka muzealników, wybranych przez dyrektora a zwanych „chranitieliami” oraz przedstawiciel NKWD, jako opiekun, o niej wiedzieli. Dokumentacja dotycząca tej akcji także była utajniona i znajdowała się w Ermitażu w tzw. Specotdielie. I dopiero po 70 latach Piatnicki na nią natrafił i mógł z niej skorzystać.
Na pytanie dziennikarza, jak odkrył te wiadomości, przyznał, że przypadkiem. Szukał informacji na temat ewakuacji najstarszej z ikon wśród zbiorów w swoim dziale Był ciekaw kiedy ją wywieziono, czy w pierwszym, czy w drugim transporcie? Bo kolejność wysyłki zależała od wartości obiektów, na pierwszy ogień poszły najcenniejsze. Kiedy Piatnicki znalazł wiadomość, że „jego” ikonę zaliczono do obiektów niezwykle cennych i że opuściła Leningrad już w pierwszym eszelonie, zaintrygowała go obszerna dokumentacja na jaką przy tej okazji natrafił. I zaczął studiować owe tajne dotychczas materiały. Dowiedział się o rozporządzeniu odgórnym z 1932 roku i o podjętych wtedy przez dyrektora Orbieli staraniach, żeby sprostać narzuconym wymaganiom. Chodziło o zgromadzenie odpowiednich ilości materiałów niezbędnych do pakowania.
C.d.n.