Ermitaż podczas II wojny św.

                                               Ermitaż podczas II wojny św.

                                                           Cz. 1  

Walkę o ocalenie dzieł sztuki podczas wojny w Europie Zachodniej już opisałam, Włochy – w książce, Francję i troszkę Belgię – w blogu. Teraz przyszedł czas na wschód Europy, przede wszystkim na wspaniałe zbiory Ermitażu, który znalazł się w zupełnie szczególnym położeniu: od 8 września 1941 roku do 27 stycznia 1944 trwało śmiercionośne oblężenie miasta, znane w historii jako blokada Leningradu.

            Niewiele o tym wiemy. Kiedy zaczynałam dopiero myśleć o podjęciu tego tematu, szperałam, naturalnie, w Internecie i oto, co na początek znalazłam:

 „W czasie II wojny światowej mimo ogromnych zniszczeń podczas blokady Leningradu, Pałac Zimowy [jeden z czterech pałaców stanowiących zespól Ermitażu] i jego zbiory praktycznie nie ucierpiały.” Nie bardzo rozumiem słowa „praktycznie”, ale dowiedziałam się, że zbiory nie ucierpiały.

Inny wpis jest jeszcze ciekawszy. Autorka wpisu, Anna Kunicka, pisze, że mimo iż na Leningrad spadło ponad 150 000 pocisków artyleryjskich i 10 000 bomb, Ermitaż został trafiony zaledwie dwa razy, a „zgromadzone w jego wnętrzach arcydzieła cudem ocalały”. Podkreślenie moje, wyraża zdumienie.

            Zastanawia mnie odwaga autorki w publicznym przyznaniu się do aż takiej ignorancji! W opustoszałych salach Ermitażu, wielokrotnie ostrzeliwanych, ocalało bowiem tylko szkło z wybitych okien na posadzkach, a zimą śnieg… Przecież arcydzieła ewakuowano! I był to ogromny ludzki wysiłek, żaden cud.

            Skoro na polskie wiadomości w Internecie nie mogłam liczyć, zaczęłam szukać tradycyjnie, wertować bibliografię. Wśród wielu tytułów poświęconych blokadzie miasta, znalazłam zaledwie jeden, który dotyczył losu dzieł sztuki. To książka autorstwa kustosz Mariny Tichomirowej p.t. Pamiatniki – Liudi – Sobytija – czyli po naszemu – Pamiątki (zabytki albo pomniki, nie pamiętniki, niestety)) – Ludzie i Wydarzenia.

 I wielce obiecujący podtytuł: Iz zapisok muziejnowo rabotnika. Ten „muzealny robotnik” wzbudził we mnie wielkie nadzieje. Okazało się jednak, że książka jest właściwie niedostępna. Jeden jedyny egzemplarz istnieje w bibliotece na wydziale rusycystyki, ale w sytuacji covidu i wakacji, wątpliwe czy mnie do niego dopuszczą, a już z pewnością nie wypożyczą do domu tych 380 stron. Z pomocą przyszła wierna koleżanka, Maryla P., która poprosiła o ratunek przyjaciółkę w Moskwie, i Ola G. zdobyła tę książkę, i to nawet drugie, poszerzone wydanie. Wysłała mi ją 10 lipca. Wspaniale!

Pożyczyłam od przyjaciół słownik, bo od lat nie miałam do czynienia z rosyjskim, i czekałam z biciem serca na książkę. Już po kilku dniach Ola przysłała maila, że książka dotarła do Warszawy. Spodziewałam się więc jej z dnia na dzień.  Kiedy minęło 10 dni i nic nie nadeszło, poszłam na pocztę z zapytaniem o los przesyłki. Dowiedziałam się, że chyba jest na cle, a może to kwarantanna? No, bo covid – dość, że nie ma.

Minęło dalszych kilka tygodni; poszłam na pocztę – owszem książka była, ale… na innej poczcie. I tak bez żadnego awiza? Poszłam tam gotowa im nawymyślać, ale dowiedziałam się, że książka trzy tygodnie temu została wrzucona do mojej skrzynki: już 20 lipca o godz. 9. 40.

– Wrzucona? Ale ja jej nie dostałam.

Cisza w okienku i po długim szukaniu padło pytanie:

– A jaki jest pani adres?     

Podałam adres i usłyszałam, że książkę zgodnie z adresem na przesyłce wrzucono pod inny numer. Nasza Ola pomyliła się o 10 numerów!  

Odszukałam mieszkanie nr 43 ze strachem, bo był już 11 sierpnia, więc może wyrzucili książkę na śmietnik? Nikogo nie zastałam, ale zostawiłam karteczkę z prośbą o kontakt. I wieczorem pojawiła się młoda, sympatyczna osoba z książką w ręce. Bardzo jej podziękowałam, ale zapytałam, gdzie opakowanie?

– A podarłam i wyrzuciłam – odpowiedziała z uśmiechem. Widząc moją zdumioną minę, wyjaśniła:  – Przecież to było do mnie, nr 43.

Co można powiedzieć? Spytałam, czy nazwisko się zgadzało? Powiedziała, że nazwisko nie, takie jakieś dziwne, ale numer był jej, więc musiała otworzyć. Nie umiała przeczytać nawet tytułu, bo zapomniała już rosyjski alfabet, więc odłożyła książkę i już.

– A nie przyszło pani do głowy, żeby to zanieść do strażnika, który ma listę lokatorów i znalazłby mnie, skoro nr domu ten sam?

– A nie, to mi nie przyszło do głowy – odpowiedziała z czarującym uśmiechem. I wyciągnęła rękę: Kasia jestem.

Ufff… No, ale jakie szczęście, że Kasia nie wyrzuciła także samej książki…

Tak więc grunt, że Tichomirowa się znalazła. Byłam szczęśliwa, zaraz siadłam do czytania.

Moje szczęście trwało niestety, bardzo krótko. Prędko się okazało, ża autorka była wprawdzie kustoszem, naukowym „rabotnikiem muzealnym”, jak to się u nich nazywa, ale w Peterhofie – podmiejskim muzeum w dawnym pałacu magnackim w pobliżu Petersburga. I na pierwszych 80 stronach opowiada o losach muzealników i dzieł sztuki ze swego muzeum i z kilku innych, ukrytych w soborze św. Izaaka w Leningradzie,  a na dalszych 300 – o pracach przy odgruzowywaniu i restauracji Peterhofu i innych podmiejskich rezydencji już po odepchnięciu najeźdźców. Wymienia przy tym nazwiska wielu pracowników muzealnych, którzy ofiarnie bronili dzieł sztuki i opisuje wiele ciekawych sytuacji, pragnąc jak najwięcej ocalić od zapomnienia, ale o Ermitażu – prawie nic.

No cóż – pomyślałam – znaczy, że ten temat  nie dla mnie. Nie mam dostępu do literatury, znaczy nie da się. Bo to, co znalazłam w obszernych opracowaniach, m.in., w doskonałej syntezie „Grabież Europy” pióra Lynn Nicholas (Rebis 2014) tylko pobudziło ciekawość, ale do opracowania tematu nie wystarcza. Mnie są potrzebne materiały konkretne, nie statystyki i drobne wzmianki. Potrzebuję wspomnień świadków, pamiętników, wywiadów, dokumentów – inaczej nic nie napiszę. Moją siłą napędową w piórze zawsze był i będzie konkretny materiał, nazywam to „mięsem”, choć jestem wegetarianką.

Wyżaliłam się w liście do pewnej zaprzyjaźnionej duszy, że chociaż książka się odnalazła, to nadal o Ermitażu nic nie wiem. I rezygnuję z pisania, a szkoda, bo to ciekawy temat.

                                   c.d.n.

Ermitaż w czasie wojny