Pisałam już kiedyś o tym, jak to dziś trudno zrozumieć mowę naszych młodych aktorów, płynącą z ekranu podczas wyświetlania serialu. Jak to panu Janowi Englertowi, gdy coś nie tak dawno grał, kazano mówić mniej wyraźnie, żeby było bliżej prawdy, bo ulica tak mówi. Otóż dawni aktorzy, mistrzowie sceny, nie godzą się z takim podejściem. Mam przed sobą wypowiedź pani Bożeny Dykiel zamieszczoną w tegorocznym już Teletygodniu (nr 4), gdzie mówi co następuje:
Dziś przydałyby się napisy, bo młodzi aktorzy tak bełkoczą, że nie wiem, o czym mówią. Andrzej Łapicki pięknie to kiedyś określił: „Mówią do kamizeli”. Widz musi słyszeć aktora z ostatniego rzędu, jeśli nie rozumie i nie słyszy, to powinien zażądać zwrotu pieniędzy za bilet.
I dalej coś, o czym nie wiedziałam: Z programu szkół teatralnych zniknęła impostacja i dykcja, co jest podstawową rzeczą w tym zawodzie. Jestem tym głęboko zażenowana.
A ja się zastanawiam, dlaczego rektorzy szkół teatralnych godzą się na taką anty-reformę?