Nasza polszczyzna teraz pączkuje, a nieraz nawet, powiedziałabym, rozkwita, że przypomnę uroczy protest pewnej pacjentki w przychodni onkologicznej, gdy stwierdziła, że pani doktor jest w mylnym błędzie.
Teraz w jednym z warszawskich szpitali przy drzwiach otwieranych automatycznie wywieszono nie pozbawioną wdzięku instrukcję otwierania: Nacisnąć guzik i drzwi przyciągnąć do siebie i zaczekać na bzykanie, dopiero wtedy wejść.
Myślę, że wklejona kilka miesięcy temu do bloga kusząca oferta z parkanu, całodziennej bliskościowej opieki nad dzieckiem, też brzmi ciekawie.
A na koniec nieporozumienie językowe wynikające z głębi współczesnej edukacji filologicznej. Do pana Czyża telefon. Pan Czyż podnosi słuchawkę.
– Czy mówię z panem Czyż?
– Tak, ale ja się deklinuję.
– A to bardzo przepraszam, zadzwonię później.
Zdarza się też, że ktoś używając całkiem poprawnie jakiegoś pospolitego zwrotu językowego, niechcący się może zaplątać w nieoczekiwaną grę słów. Tak było w ogłoszeniu na drzwiach toalety w pewnej restauracji:
NIECZYNNE. PROSIMY SIĘ ZAŁATWIAĆ NA WŁASNĄ RĘKĘ.