KIEDY BAJKA OKAZUJE SIĘ RZECZYWISTOŚCIĄ
Cz. 3
Na innym obrazie widać niemowlę, które wypadło z prowizorycznej kołyski zawieszonej na kiepskich, jak widać, sznurkach pod powałą. Dziecko wypadło, gdy sznurek się urwał, ale dzięki interwencji Agostina nic mu się nie stało. Z wdzięczności Panu Bogu, zgodnie z obyczajem, dziecko nosiło jakiś czas habit mnisi.
Jest jeszcze inne małe dziecko spadające z balkonu w ślad za obluzowaną i wypadniętą deszczułką, a nad nim postać nurkującego w powietrzu mnicha, chwytającego je w locie.
Kto chce, niech się uśmiecha na widok zestawu takich malowanych cudów i z naiwnych wiernych, którzy dawali wiarę tym bajeczkom. Muszę przyznać, że i ja także, jak większość historyków sztuki, długo patrzyłam na te historie z uśmiechem i niedowiarstwem. Ale… do czasu.
Zdarzyło się w XX wieku, w latach – jeśli dobrze pamiętam- osiemdziesiątych, że w San Giovanni Rotondo, na południu Włoch, gdzie wiele lat przebywał w klasztorze ojciec Pio, wypadł z ósmego piętra na ulicę mały chłopiec. Schwytał go w ramiona zakapturzony mnich, postawił na ziemię, po czym cały i zdrowy chłopczyk powędrował z powrotem do swojej klatki schodowej. Przechodnie na ulicy zaczęli szemrać: padre Pio, padre Pio – ale mnich zniknął. A Padre Pio nie żył już od 1968 roku. Ale cóż to dla niego złapać w locie chłopca. Że po śmierci? Za życia dokonywał trudniejszych rzeczy. I są na to świadkowie.
C.D.N.