Czytam właśnie wspaniałą książkę:
Anton Neumayr MUZYKA I CIERPIENIE,
Tł. M. Dutkiewicz, wyd. Felberg SJA, W-wa 2002
Są to biografie medyczno-muzyczne pięciu najwybitniejszych kompozytorów: Mozarta, Beethovena, Brahmsa, Chopina, Czajkowskiego. Ich autor, Austriak, profesor doktor, praktykujący lekarz – specjalista chorób wewnętrznych, to zarazem czynny muzyk, grywa z Filharmonikami wiedeńskimi.
Opisując dzieje tych pięciu kompozytorów, docieka na co naprawdę chorowali i umarli. Przy okazji prostuje wiele błędnych diagnoz pokutujących w biografiach tych muzyków. Nadto w książce jest wiele ciekawostek historycznych. Zanim przedstawię obszerniej historie zdrowia i niezdrowia bohaterów tej książki w kolejnych tygodniach z poszczególnymi muzykami, dzisiaj kilka ciekawostek dotyczących Mozarta, bo od niego zaczynamy.
I tak, dowiedziałam się na przykład, że w XVIII w matki nie karmiły dzieci piersią, lecz wodą z miodem plus odrobina kleiku jęczmiennego lub owsianego. Jaki mądry człowiek, zapewne płci męskiej, to wymyślił? I jak matki mogły na to pozwolić?
A tak właśnie był karmiony Mozart (ur. w 1756 roku) i jego rodzeństwo, a był siódmym i ostatnim dzieckiem. Z tej siódemki przeżyła tylko starsza od Wolfganga o 4 lata siostra, Maria Anna, zwana Nannerl – zmarło aż pięcioro! Może przez tę wodę??? Kto wie?
Kiedy siedmioletni Mozart wraz z całą rodziną i służącą wyruszył po raz pierwszy za granicę, jego koncertu we Frankfurcie słuchał 14-letni Goethe. Po latach napisał o tym cudownym dziecku:
Przypominam sobie całkiem dokładnie małego człowieczka w peruce i ze szpadą u boku.
Po tej podróży – oprócz Niemiec, byli we Francji, gdzie cudowne dziecko koncertowało na dworze Ludwika XV i Marii Leszczyńskiej w Paryżu, a następnie w Londynie, gdzie chłopiec grał na dworze Jerzego III i królowej Karoliny. Ojciec napisał wtedy do kupca korzennego, gospodarza domu w Salzburgu, u którego mieszkali:
Jednym słowem: co umiał, wyjeżdżając z Salzburga, jest niczym w porównaniu z tym, co umie teraz. To wprost przekracza wszelkie wyobrażenie.
To ocena ojca-muzyka, nie jakiegoś laika.
W Anglii niemiecki malarz, Johann Zoffany, namalował portret małego Mozarta. Ale nie najwyższej klasy. Bez peruki i szabelki.
Kiedy cudowne dziecko urosło i stało się odważnym młodzieńcem, ceniącym swoją godność, arcybiskup Salzburga książę Colloredo, w gniewie do 25-letniego wtedy Mozarta, organisty na jego dworze – wykrzyknął:
Tam oto są drzwi! Nie chcę mieć dłużej nic wspólnego z takim nędznym wyrostkiem!
Podczas gdy o tym nędznym wyrostku i jego dziele, Weselu Figara, Brahms, wielki kompozytor, powiedział:
Każda fraza Figara Mozarta to dla mnie istny cud; nie jestem w stanie pojąć, jak ktoś mógł stworzyć coś tak doskonałego; nie zdarzyło się to już potem nikomu, nawet Beethovenowi.
c.d.n.