Niezwykłe odkrycie

            Po wieloletnich badaniach i ostatecznym podsumowaniu obszernej kwerendy w sprawie śmierci prezydenta Starzyńskiego przez prof. Tomasza Szarotę, wiadomo  z wszelką pewnością, że pierwszy trop, wiodący do Parku Natolińskiego, był fałszywy. Dowodzą tego niezbicie obie ostatnie książki wspomnianego Autora: „Tajemnica śmierci Stefana Starzyńskiego” i „Nieznana egzekucja” [w Natolinie]. Obie nakładem Bellony z datą 2021. Prezydenta Starzyńskiego, jak teraz wiemy, zamordowano w Dachau po kilkuletniej okrutnej niewoli.

            Ale ja chciałabym powrócić jeszcze do poszukiwań prof. Szaroty, ponieważ to, co mu się przytrafiło jako historykowi podczas wieloletniego procesu badawczego, zdarza się niezwykle rzadko, jeśli w ogóle się zdarza. I może się przydarzyć jedynie badaczowi historii najnowszej. Bo tu nie chodzi o fakt samego odkrycia, dojścia do prawdy, o rozwiązanie pewnej zagadki – to zdarza się wielu wytrwałym badaczom historii. Tu chodzi o coś wyjątkowego, o ścisły związek personalny osoby prowadzącej badania, uczonego historyka, z samym odkryciem.  

To historia jak ze snu. Ja akurat przeżywam ją tym mocniej, bo znamy się z Tomaszem od czasu studiów uniwersyteckich, więc niemal całe życie. Znamy i lubimy. A jeśli chodzi o publikacje Tomka, to jestem pełna uznania dla niezwykłej dociekliwości i rzetelności Autora.

            Otóż wracając do badań wojennych losów Prezydenta. Kiedy Tomasz podejmował poszukiwania miejsca i rodzaju kaźni Stefana Starzyńskiego, działał -prywatnie rzecz biorąc- jako syn (dodajmy – pogrobowiec), straconego na początku okupacji w nieznanych okolicznościach Ojca: Rafał Blüth, wybitny historyk literatury i pisarz i działacz katolicki, aresztowany przez gestapo, przepadł bez wieści w listopadzie 1939 roku. Mimo starań i poszukiwań długo nie udało się niczego w tej sprawie dowiedzieć.

I – co za niezwykły zbieg okoliczności – dopiero dokładne śledztwo w sprawie egzekucji natolińskiej, śledztwo nastawione głównie na potwierdzenie lub zaprzeczenie, że tam właśnie zginął Prezydent, niespodziewanie ujawniło tajemnicę kaźni ojca Tomasza Szaroty.

            Nie będę tu wchodzić w szczegóły, bo nie chcę pozbawiać nikogo emocji płynących z pasjonującej lektury „Tajemnicy śmierci Stefana Starzyńskiego” i „Nieznanej egzekucji”. Ogromnie ciekawe są kolejne etapy i okoliczności dochodzenia do prawdy tamtych wydarzeń; warto je poznać z pierwszej ręki. Tu zdradzę tylko, że pełne wyjaśnienie tajemniczej egzekucji stało się  możliwe głównie dzięki zeznaniom naocznego świadka mordu, gajowego z Natolina. To ten człowiek wiele lat po wojnie potrafił wskazać dokładne miejsce kaźni, gdzie następnie archeolodzy i eksperci mogli dokonać wykopalisk. Ekshumacja potwierdziła zamordowanie tam piętnastu mężczyzn.

Najbardziej niezwykłe w tym wszystkim było natrafienie wśród szczątków ludzkich, ubrań i drobnych przedmiotów na trzy ślubne obrączki, z których jedna należała do … Ojca Tomasza Szaroty. Bo to ona właśnie ujawniła grób ś.p. Rafała Blütha.

            Pani Elida Maria Szarota zeznała, że obrączka z wygrawerowanymi inicjałami „EMS” oraz grudniową datą ślubu 1938 roku, to bez żadnych wątpliwości obrączka jej męża. Odnaleziona następnie dokumentacja niemiecka potwierdziła obecność nazwiska Rafała Blütha na liście zamordowanych w Natolinie.

  I tak, szukając wytrwale grobu Prezydenta Warszawy, dociekliwy historyk natrafił na grób własnego Ojca.

            Trudno się powstrzymać od myśli, że sam Zmarły także miał w tym swój udział…